Warto zobaczyć :)

17 kwi 2016

Rozdział 34 ,, Sebastian"

Idę w wzdłuż długiej ulicy, zaczyna robić się ciemno. Dobrze, że nie daleko był portal, mogłam w niego wejść.
  Nowy York nie jest zatłoczony, może przyziemni mają godzinę policyjną. Nie to niedorzeczne, on zaraz im usunie pamięć. Albo już usunął, bo jakoś nikogo nie wzrusza mój widok. Nie liczni ludzie wloką się po szarym chodniku.
Przede mną idzie para, rozmawiają o tym, że nie mogą sobie przypomnieć czegoś ważnego. Chyba już koniec z wiedzą przyzimnych, w końcu ojciec ma już kielich i zrobi sobie taką armie jaką będzie chciał.
Nagle widzę biegnących ludzi, ma ją na sobie coś takiego jak strój bojowy tylko czerwony.
Poprawiam swoją czarną kurtkę od mojego stroju. Do mojego umysłu wpadają mroczne myśli.
Jak wiele jest na świecie bólu, smutku i cierpienia. To wszystko przez każdą jedna rzecz, każde skinienie podłych potworów. Ludzie krzywdzą, mordują i ranią.
Demony te podłe latające szczury. Zmieniające swój kształt. Ich krwawy majestat jest nam tak dobrze znany. Te bezuczuciowe spojrzenia, braku empati. Wszystkie bezmyślne posunięcia tych bestii. Każdy palący ból który nam zadany.
Śmierdzący swąd win unosił się po całym Brooklynie.
Nie wiem jak i dlaczego ich jest tu tyle, ale cholernie mi się to nie podoba.
Chowam się w ciemnej uliczce i się im przyglądam. Idą w dziwnyn szeregu.
Styłu za nimi podążają nocni łowcy?
Wyglądają normalnie po za jednym szczegolem, mają czerwony jak krew stroj bojowy.
Ich spojrzenia nie ukazują żadnych uczuć. Każdy z nich ma po jednym mieczu, kilka sztyletów i stelle. To wszystko..
Są dość słabo uzbrojeni, może to Ci słynni mroczni? Może tam jest mój ukochany brat?
Nie wiem sama czemu czuję nadzieję? Tak można to nazwać? W sumie to sama nie wiem.
Kwestia uczuć u Morgernsterna to dość dziwny temat.
Choć mówią mi, że moglabym być Freaichild. Nie wierzę w to, od zawsze byłam córeczką mojego ojca. Już nawet nie pamiętam tej małej, słodkiej dziewczynki. Czasem za nią tęsknię..
Jednakże wiem, że tamte czasy minęły. Rozpadły się niczym mgła, rozwialy się w moim umyśle jak ulotne, kruche i zapomniane sny.
Czuję jak serce wali w mojej piersi, zmysły wyostrzyły mi się, a adrenalina skoczyła.
 Ciśnienie mi wzrosło, przymykam oczy. Wpadam w trans, skupiam się na nich i na sobie.
 Moja dłoń wyciąga  stelle z buta. Rysuje nią prosty wzór szybkości, a następnie bezszelestności. Armia szła przed siebie, szli równo Rozglądając się uważnie.
Czułam, że prędzej czy później mnie zauważą. To była tylko kwestia czasu.
Krótkiego ułamka sekundy, może minuty. Nie miałam się za czym schować.
 Byłam w ciemnej i pustej uliczce. Ich pochód był cichy, nie tupali miałam wrażenie jak by się skradali. Jednakże cała armia nie może się przewinąć niezauważona.
Nagle zatrzymują się, przegrupowują  się. Po czym zaczynają sprawdzać uliczki. Ich twarze bez uczuć przerażają mnie. Kilkoro z nich kieruję się w moją stronę.
 - Nocni Łowcy! Wychodźcie - rozpoczęli wołanie.
Ich głos mnie przerażał, brzmiał złowrogo, ja natomiast nie mogę się ukryć. Nie mam gdzie.
Nie mam jak ich wyminąć wiec korzystam z okazji i rzucam się do biegu.
Mroczni od razu biegną za mną, ale moją przewagą jest spryt i szybkość. Gdy tak biegnę w przeciwną stronę w którą oni szli, nagle na ulicy napotykam jego.
Stoi sam, po środku. Jego jasne włosy lekko powiewają na wietrze.
Zatrzymuję się kilka metrów przed nim.
Moje włosy rozwiewa wiatr, wpatruję się w niego.
 - Martina - szepcze i kiwa ręką na mrocznych by się rozeszli.
 - Jonathan - moje oczy wypełniają się łzami.
 - Teraz jestem Sebastianem, nie chcę mieć nic wspólnego z naszym ojcem. Po za tym nie chcę nazywać się tak samo jak Jace - rzuca.
 - Dobrze braciszku, muszę się przyzwyczaić do twojego nowego imienia - uśmiecham się lekko.
 Sebastian podchodzi do mnie i przytula mnie mocno.
 - Tęskniłem siostrzyczko - głaszcze mnie po głowie.
 - Ja za tobą też - łzy wypełniają moje oczy.
 - Dlaczego mordujesz ludzi? - pytam.
 - Musimy obalić ojca, nasz świat nie przetrwa jego rządów. Muszę go pokonać. Wiem, że nie będziesz się chciała w to mieszać. Więc po prostu bądź przy mnie i siedź w naszym domu. Zabrałem ojcu ten który potrafi się przenosić. Będziesz bezpieczna - szepcze.
Spoglądam za siebie i po chwili znów na niego patrzę.
 - Dobrze - mrugam.
 Wybieram to co jest najlepsze dla wszystkich.
 - Obiecaj mi, że nie zabijesz nikogo z naszej rodziny - proszę.
 - Obiecuję - zgadza się.

Oczami Sebastiana:
(tak znowu było to niezbędne xD)

Jej ciepło znów zagościło w moim sercu. Niczym mój własny anioł, mały promyk nadziei.
Tylko ona utwierdza mnie w przekonaniu, że dobro ma jakiś sens. Tylko dzięki niej wiem co to jest miłość. Jej uśmiech jest dla mnie największą nagrodą. Muszę ją ochronić przed wszystkim co jest złe.
Jej ciemne oczy wpatrzone we mnie dodają mi sił. Gdy jest przy mnie czuję się wolny.
Jestem w stanie pozwolić jej na wszystko, lecz ona nigdy o nic nie prosi.
Dla niej podbił bym cały świat, jednak ona tylko kiwa przecząco głową.
Od zawsze pamiętam ten sam niezmienny czuły uścisk jaki mi ofiaruje. Od kont byliśmy mali, ona zawsze w stroju bojowym. Z ciepłym uśmiechem przytulona do mnie. Powtarzając mi, że nie jestem potworem. Te wszystkie chwile w których upadałem, to gdy wyciągała swoją rękę by mi pomóc.
Nie zapomnę jej tego.
Teraz gdy śpi wtulona we mnie czuję, że mogę zrobić wszystko. Czuję się bezpieczny, wiem że mogę ją ochronić. Śpimy w sypialni ojca. Ona jedyna była większa. Jej własna sypialnia jest na końcu korytarza. Ma małą łazienkę i balkon. Od zawsze lubiła nocami siedzieć i wpatrywać się w gwiazdy.
Wenecja, Wiedeń, Paryż, Londyn wszystkie miasta świata stały przed nami otworem.
Od zawsze lubiliśmy podróżować. Jeździliśmy po całym świecie, razem z ojcem.
Nie rozumiem jednego. Jak on mógł nas bić za każdy błąd.
Wiem, że Martina mu wybaczyła, a jakiś czarownik zdjął z niej blizny.
Jednakże, moje zostały.  Pamiętam te długie wieczory gdy mi pomagała z ranami. Wtedy nie wiedziałem, że ją za to karał. Nie patrzyła na to. Nie rozumiem czemu zawsze była altruistką.
Ja chcę jej tylko pomóc, pokazać że potrafię robić coś sam. Pomagać jej we wszystkim. Chronić ją.
Co do Clary to nie mam pewności. Raczej jest w miła, choć jej nie znam, a matka.
Cóż raczej muszę ją poznać i dowiedzieć się czemu mnie zostawiła.
Może nie miała wyjścia. Sam nie wiem. Lilith ciągle nakręca mnie przeciw nim, jednak moja mała siostrzyczka odmienia mój obraz świata.
  - Braciszku - szepcze przez sen.
Uważam, że to urocze.
 - Gdzie jesteś - mamrocze dalej śpiąc.
Nagle budzi się z krzykiem.
 - Cii - przytulam ją.
Cała dygocze.
 - Jestem tu - szepczę do niej.
 - Wiem - odpowiada mi.
Wtula się we mnie i ponownie zasypia, a ja razem z nią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam takie zaćmienie w pisaniu, że szkoda gadać. Wena wyjechała na Karaiby..
Piszcie komentarze SĄ ANONIMOWE WYBIERACIE W OBCJACH
Miłego dnia/wieczora/nocy :*

9 kwi 2016

Rozdział 33 .. Wolna"

Budzę się w ramionach ojca, wpatruje się we mnie oczami które po nim mam.
 - Muszę Ci o czymś powiedzieć - zaczyna dość poważnie.
 - Wiec mów - wzdycham spodziewając się kolejnej dawki okrucieństwa jakie tatuś wyczynia.
Valentine gładzi moje włosy.
 - Twój brat ode mnie uciekł.. Dołączył do Lilith, coś planują, ale zupełnie nie wiem co - stwierdza.
 - Jonathan - zrywam się gwałtownie.
 - Och! Spokojnie, ona mówiła mi, ze nie zrobi mu nic złego - szepcze.
Stoję przed łóżkiem zaraz obok okna. Promienie porannego słońca oświetlają moje ciało.
Włosy mam potargane, stoję pewnie.. Wręcz jestem gotowa do walki.
 - Jakoś jej nie wierzę - mówię oschle.
 - Martino, wiesz czasem zbyt bardzo negujesz demony - rzuca.
Prycham.
 - I kto to mówi?! Morderca podziemnych - przewracam oczami.
 - To co innego - stwierdza.
 - Nie wydaje mi się, zapomniałeś co powinni robić nocni łowcy? Ach! No tak zabijać demony, a nie poziemnych - warczę.
Valentine kręci głową.
 - Od kiedy ty tak szanujesz kodeks ? - pyta.
 - Może i nie przestrzegam zasad Clave, ale to nie zmienia faktu, że zasady Raziela są dal mnie ważne - wzdycham.
 - Twój brat zaatakował instytut Paryski - rzuca nagle.
 - Źe co ! - krzyczę.
 - No cóż, stworzył z Lilith kielich który zamienia nefilim w poddanych jemu, dość ciekawa wizja świata. Nawet Fearie go poparły - stwierdza.
 - To się nie skończy dobrze - oznajmiam.
 - Jak to nie ? Clave nas po parło - szepcze.
 - Po pierwsze ciebie, a po drugie co ?! - wzdrygam.
 - Cóż nie chciałem cię wczoraj martwić - mężczyzna się podnosi i staje obok mnie.
 - Martwić ?! Nie to złe słowo.. Jestem cholernie zła, mam ochotę przebić jej serce mieczem zamoczonym w krwi anioła by piekielnie bolało - prycham
Ojciec kładzie rękę na moim ramieniu.
 - Nienawiść jest naszą rzeczą, Morgernstern wiesz, że to nazwisko nosi również szatan? Lucyfer Morgernstern, najpiękniejszy z aniołów. Najmniej uległy, wyzwolony, wolny - stwierdza.
 - Okrutny, podły i przebiegły -dodaję.
 - Nawet nie wiesz jak wiele przegapisz. Nawet Clave będzie chciało bym nimi rządził to kwestia czasu, a raczej działań twojego brata. W sumie skoro ich popierasz, a oni uległą pode mną to i ty będziesz w Kręgu - stwierdza.
 - Nie popieram Clave, ani ciebie..  Tak trudno pojąć ci, że mam swój światopogląd - rzucam.
***                ***                    ***                    ***                   ***                   ***        
Kilka godzin później..

Po dość długiej rozmowie z ojcem, nie zostało mi nic do zrobienia po za salą do ćwiczeń.
Te wszystkie przyrządy do ćwiczeń, to wszystko od zawsze było moją drogą ucieczki.
Nie wiem jak długo już tu jestem, ale zdążyłam już pościerać sobie skórę. Z każdym ciosem, z każdym podciągnięciem się na drążku, coraz więcej małych kropelek krwi pojawia się na moich dłoniach. Rany mnie lekko pieką, ale mało mnie to obchodzi.
 - Och! Córeczko, córeczko... Siedzisz tu tak długo.. Dała byś sobie spokój. Już doprowadziłaś swoje ciało do stanu gdzie konieczne jest użycie runy - stwierdza.
 - Przesadzasz - walę w worek do ćwiczeń.
Ojciec łapie mnie za ręce.
 - A widziałaś swoje dłonie - pokazuje mi dłonie na których jest krew, to pewnie od walenia w ścianę.
 - Tak - rzucam.
 - Czasami jesteś cholernie lekko myślna - przewraca oczami i wyjmuje swoją stellę. Po czym kreśli prosty wzór runy uzdrawiającej.
 - A, ty uparty - prycham.
 - Nie dajesz za wygraną - uśmiecha się.
Tata podchodzi do półki i bierze z niej dwa drewniane miecze, jeden mi rzuca.
 - Pokonaj mnie, a pozwolę ci znaleźć brata, jeśli powalisz mnie i ostrzem mojej klatki piersiowej w miejscu serca, ale jeśli ja wygram zabijesz dla mnie jedną osobę z nocnych łowców. Zgadzasz się ? - pyta.
Przygryzam wargę.
 - Dobrze - rzucam.
Kiwam głową na niego by zaczął.
Jego ruch dość wcześnie przewidziałam, więc uniknęłam go i w dodatku udało mi się zaatakować.
Ruch za ruchem, drewniane miecze wydają huki. Nie mam wyboru, wytrącam miecz ojcu z ręki, mój również wypada. Zaczyna się walka w ręcz. W tym jestem równie dobra. Powalam ojca i biegnę po miecz.
Z rozpędu skaczę na niego i przytrzymuję miecz przy jego szyi.
 - Wygrałam - uśmiecham się.
 - Nie trafiłaś w serce - stwierdza.
 - Bez głowy również nie da się żyć - prycham.
 - Poprawiłaś się, byłem pewny, że przegrasz - ojciec jest zirytowany.
 - Ale umowa to umowa, tylko że najpierw zobaczysz kto podpisała ze mną sojusz - oznajmia.
 - Clave ? - pytam.
 - Tak - mówi z wyższością.
  ***              ***                   ***                             ***                              ***
Gdy widzę te wszystkie znajome twarze przypomina mi się wiersz, dosyć sławnego w Europie poety. Żył w okresie gdy Rosja na zbyt wiele sobie pozwalała.
( Wiersz Czesława Miłosza ,, Który skrzywdziłeś")
Wzdycham.
 - Na pewno nie chcesz do mnie dołączyć ? -pyta mnie ojciec.
 - Nie - rzucam.
 Zaczynam cytować wiersz, tak dobrze mi znany.
 - Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów obok siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choć by przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote Medale na twą cześć kując ,
Radzi, że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie był by świt zimowy
I sznur, i gałąź pod ciężarem zgięta - każdy wyraz przeciągam.
(Czesław Miłosz)
 - Do nie zobaczenia - mówię i wychodzę.
 - Przyziemna - myślę.
Właśnie teraz jestem wolna.
***            ***                       ****                        ** *                         ***                       ***

- Naprawdę pozwoliłeś jej odejść - pyta były przedstawiciel  Clave.
 - Właściwie to ona tu wróci, potrzebuje jej by odnaleźć Jonathana, wiesz on ma słabość do niej i na pewno ją znajdzie - rzuca Valentine.
 - Czy to bezpieczne ? - przekręca głowę.
 - Ależ oczywiście, on jej nie skrzywdzi. To jedyna osoba na której mu zależy, jest w stanie zrobić dla niej wszystko. Więc czemu tego nie wykorzystać? Trzeba mu pokazać, że to ja tu rządze - oznajmia mężczyzna o jasnych włosach.
 - Racja, Panie - kiwa głową.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem nie wyrabiam się, ale to niestety mój brak czasu, zaraz zabieram się do pisania LBA.
Szkoła itd. po części brak weny i motywacji xDD
Komentujcie :*
Miłego dnia/wieczora/ nocy

LBA #3

No więc dziękuje za nominację http://welcome-in-the-xxi-century.blogspot.com/
Mam napisać 11 faktów o mnie, no cóż to do dzieła.

1. Jestem bardzo nieśmiała, boję się zaufać ludziom.
2. Przeważnie w książkach lubię najbardziej czarne charaktery.
3. Od zawszę wolę noc od dnia.
4. Lubię robić zdjęcia, no wiecie natura, ptaki itd.
5. Kocham wszystko o smaku rabarbaru.
6. Jestem uparta, ale jeśli ktoś ma rację to przyznam mu ją.
7. Nie lubię fałszywych ludzi.
8. Uwielbiam gotować ( bardziej piec).
9. Nigdy się jeszcze nie zakochałam.
10. Uwielbiam Japonie, mangi, anime i wszystko co się z tym wiążę ( nie jestem Yaoistką)
11. Uwielbiam kolorować <3

Trochę to krótkie wyszło więc dodam bezsensowne zdjęcie dla wyglądu ;)

Może jeszcze jedno...
Dobra starczy :) A tak jeszcze w ramach informacji to rozdziały będą raz w tygodniu :*