Warto zobaczyć :)

2 sty 2016

Rozdział 2 ,, W obronie"

Nie spieszę się wracając do domu, wiem dokładnie gdzie znaleźć ojca. Oczywistym jest, że pan chce wszystko kontrolować jest na treningu. Więc przechodzą przez potężną bramę nie kieruję się do domu tylko za dom gdzie znajduje się pokój tortur ( znaczy sala treningowa).
Kieruję się przed siebie kamienną ścieżką, nie chce mówić nikomu o moich zdolnościach ( Alec to parabatai to wyjątek). Wiem jak bardzo potworne są, w szczególności dlatego że kiedy tego używam moje oczy robią się krwisto czerwone. Czasami zastanawiam się co moja własna matka mogła myśleć o mnie, może mnie nienawidzi. Często zdarza mi się nad tym zastanawiać, czy ona też uważa mnie z potwora ? Tak jak mojego starszego brata, to nie jego wina że nikt po za mną nie rozumie jednej ważnej rzeczy. On na anioła potrzebuje miłości a nie zgnojenia. Kiedy ktokolwiek mówi coś złego na jego temat mam ochotę wykrzyczeć mu w twarz same złe rzeczy. Niestety nie mogę, cóż skończy im się zabawa gdy to ja zacznę dowodzić, będzie bolało.
Podchodzę do drzwi sali i otwieram je. Valentine uderza pięściami w worek do tego przeznaczony.
 - Hej Tato - mówię.
 - Hejka przyszłaś na trening ? - pyta.
 - Nie, musimy porozmawiać - oznajmiam.
 - Nie teraz - odpowiada.
Przewracam oczami i skupiam się na mojej zdolności i ,,wyłączam" ręce ojca, także opadają wzdłuż ciała.
 - Jesteś pewien ? - pytam i oddaje ojcu kontrolę nad kończynami.
 - Jak długo ? - pyta.
 - Trzy lata - szepcze.
Ojciec łapie mnie za ramiona.
 - Czemu mi nie powiedziałaś ? - pyta.
 - Nie chce by wszyscy gadali że wszystkie twoje dzieci to potwory, nie chce krzywdzić ludzi - mrużę oczy a po mich policzkach spływają łzy.
 Przytula mnie mocno.
 - Wiem - mówi cicho.
Głaszczę mnie po włosach.
 - Jak dobrze umiesz tego używać ? - pyta.
 - Prawda czy kłamstwo ? - spoglądam na niego.
 - Prawda - uśmiecha się.
 - Jestem w stanie powalić na kolana całą armie - szepczę.
 - Wiesz jaki to wielki talent i jak ważne jest to byś go kontrolowała. Musisz znać granice, zresztą nie mogę od ciebie nic wymagać. Tego się właśnie boisz, nie musisz krzywdzić ludzi. Chociaż przydało by mi się wsparcie na tej płaszczyźnie - mówi czule.
 Wpatruję się w niego i decyduję się poruszyć temat który gryzie mnie od lat.
 - Czy moja matka mnie nienawidzi ? - pytam.
 - Kochała cię, chciała cię zatrzymać ale się nie zgodziłem. Wiedziałem, że tak jak twoją siostrę wychowała by cię w niewiedzy o naszym świecie, a wiesz jak ważne jest nasze zadanie w tym świecie - bierze mnie w swoje ramiona i wynosi na dwór. Wiem do gdzie mnie niesie, na naszą małą ławkę.
 - Muszę ci się do czegoś przyznać - szepczę.
 - Słucham - wpatruję się we mnie uważnie.
 - Tydzień temu znalazłeś matkę, mi udało się to dwa lata temu - oznajmiam.

                                  ***        ***          ***            ***             ***       ***  
- Nie jestem w tym zbyt dobry, bałem się tej mocy gdy moja uzdolniona parabatai uczyła się okiełznać kontrole umysłu. Jest w tym świetna jednak nie chce jej używać - oznajmił Alec.
 - Nie dziwi mnie to, ona zawsze miała miękkie serce - stwierdził wysoki blondyn o szarych oczach.
Był wysoki, ciało miał lekko grubawe jednak wytrenowane. Ubierał się w garnitury w przeciwieństwie do ojca Martiny, który był w zasadzie równym gościem. Był on poważny.
Miał na imię Marcel, był zimny i wyrachowany.
 - Jest zbyt miękka by móc cokolwiek zrobić, może i jest silna ale ma tak dobre serce, że aż mi się rzygać chce - rzucił z przekonaniem.
 - Zamknij się nie znasz jej ! Może i faktycznie nie chce krzywdzić ludzi co nie czyni jej potworem w przeciwieństwie do ciebie  ! - krzyknął Alec.
Chłopak nie znosił gdy ojciec kpił z jego przyjaciółki tylko dlatego, że nie jest zimną morderczynią.
Nawet jej wymagający tata nic na to nie mówi, a jego ojciec tak naprawdę ma gówno do gadania w owej kwestii.
 - Jak śmiesz pyskować - warknął.
 - Normalnie - prychnął brunet.
Ojciec zmierzył go surowym wzrokiem.
  - Bronisz jej, nie zapominaj, że nigdy nie będzie twoja. Zaprzepaściłeś to proponując jej bycie parabatai - śmiał się ojciec,
 - Jesteśmy przyjaciółmi do cholery, nawet gdyby to nie mogłem mieć lepszej parabatai. Nie jestem na tyle bezduszny co ty by zabić własnego, bo zmienił stronę, a z resztą nie będę miał tego problemu - warknął.
 - Powinienem zamknąć cię w domu i nie wypuszczać, przynajmniej miał bym spokój od twoich wybryków - krzyknął.
 - Nie zrobisz tego i oboje o tym dobrze wiemy - syknął Alec.
 Brunet nie czekając na odpowiedz ojca wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Musiał iść gdzieś wyluzować, ochłonąć. Ogień w jego wnętrzu buzował. Wiedział, że najlepiej czuję się na ich pagórku, więc wziął pierwszą lepszą książkę i poszedł prosto do niego.
Powili mijał las wypełniony zapachem drzew iglastych, robiło się zimno jednak było ok. czternastej więc było jeszcze jasno.
Usiadł na trawie i otworzył książkę. Teraz już uciekł do własnego świata.
Tam wszystko było idealne, a wszędzie stali kelnerzy z herbatą różnego rodzaju.
Jego jedynym marzeniem była wolność, ucieczka od codziennej przytłaczającej go gonitwy. Dlatego kochał momenty w których wiatr czochrał mu włosy. Czuł wtedy spełnienie i wszechobecny spokój.
On i książka lub on i Martina, to były te idealne chwile które lubił. Nie bał się wtedy, mógł pewnym krokiem stąpać po ziemi. Problemy znikały, zupełnie jak bańki mydlane. Każdy zachód słońca był dla Alec'a niczym piękny koniec dnia, za to każdy wschód był dla chłopaka nowym idealnym w swej prostocie początkiem.
Brunet należał do osób które całe oddawały się melancholii gdy tylko nadarzała się im na to okazja.
Tych było jednak tak nie wiele, w przeciwieństwie do swojej parabatai on nie bał się mordowania nawet nie winnych na rzecz słusznego celu. Jednak rozumiał jak jest jej ciężko myśląc, że jej matka jej nienawidzi. Jego mama natomiast była wspaniała i czuła, zawsze wiedziała co powiedzieć i jak go pocieszyć. Nigdy go nie ganiła za to co uważał za słusznie. Służyła dobrym słowem i była dla Alec'a oparciem. Gdy był mały często piekli razem ciasteczka z czekoladą, kiedy Martina trenowała by stać się najlepszą. Może i nie dorównywał jej w byciu łowcą, ale co się dziwić Morgernstern'owie od zawszę pozostają najlepsi, a oni zaraz za nimi. Pasowało mu drugie miejsce, ponieważ było wygodniejsze od pierwszego. Nie musiał nigdy poświęcać dni na trening.  Miał wspaniałe dzieciństwo tylko, że jego matkę porwało Clave...
Do jego oczu napłynęły łzy, bardzo tęsknił za matką. W jego sercu paliło się jedno znaczne pragnienie.
Zemsta..

                          ***          ***    ***        ***             ***         ***            ***

Kiedy Clary kładła się spać w swoim pokoju wykończona po rysowaniu kota dla swojej koleżanki ze szkoły, nie marzyła o niczym innym. Chciała się już położyć spać, w końcu jutro są jej urodziny.

                                                      Koniec rozdziału drugiego.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To już wszystko w tym rozdziale i tak wyszedł no cóż w miarę ( jak na mnie )
długi więc mam nadzieje, że się wam podobał i liczę na wasze opinie w komentarzu.
Jak zwykle jestem otwarta na sugestie do fabuły jaki i do formy przekazu.
Pozdrawiam i życzę udanego i miłego dnia :3  Ewentualnie wieczoru/ nocy ;)



4 komentarze:

  1. Czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny kontrast ^^ oni: jakaś wojna, powalone zdolności... A Clary się kotem zmęczyła 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń

Zostaw komentarz :* To nie boli, a cieszy autora, więc doceń moją pracę :3