Warto zobaczyć :)

6 lut 2016

Rozdział 16 ,, Kakao"

Od zawsze byłam inna , nie lubię utartych schematów na życie. W czasach w których przyszło mi żyć oryginalność jest tępiona, wszyscy powinnyśmy być tacy sami.  Lubić to samo, nie wychylać się.
Już długo ludzkość docenia ludzi po ich śmierci, jest tyle wyjątkowych osób w historii, które nie kierowały się normą. Nigdy nie byłam ,,normalna" jestem z tego dumna. Nienawidzę rutyny wolę swobodę, żyje z dnia na dzień. Nie boję się konsekwencji, a Clave oczywiście co, wykłady.
Jaka ja jestem nieodpowiedzialna, ryzykuje zbyt dużo, nie słucham ich, nie mam hamulców.
Bla, bla,bla. Rzygać mi się już chce tą gadką, ale Luke gada i gada.
Jak by mógł mnie zmienić, ta dobre sobie, o jeszcze mi wypominaj nazwisko.
Tak dawaj, dalej mów te głupoty, a ja dalej będę mieć to w głębokim poważaniu.
Jakie to urocze, martwili się o mnie. Oooo ! Zaraz puszcze pawia.
No i witam sarkastyczną Morgernstern we mnie, tęskniłam.
Czasami lepiej, że nikt nie ma daru czytania w myślach, trafiłabym do wariatkowa.
Ciekawe kiedy skończy, na anioła ale on ma dużo na głowie. Te potargane włosy, worki pod oczami.
Powinien odpocząć, wygląda jak duch, albo i gorzej. Mniejsza, kurde nie zapytałam ojca o jego postępy w mordzie. Tak, powinnam była.
Pogadałabym z nim, w prawdzie to mam ochotę mu się rzucić na szuję jak mała dziewczynka i zatopić się w jego ramionach. Nie znoszę być twarda. Dlaczego nie mogę być taka jaka jestem ?
No tak zapomniałam, schemacik.
Czyż by skończył ?
 - Martino nie możesz tego robić to nie bezpieczne, rozumiesz ? - pyta.
Na anioła jak dobrze, że skupiłam uwagę na chwile jego wywodu, ach ten ból. Tyle się nagadał, a ja i tak swoje. Boże ta demoniczna krew robi swoje, czuję się inaczej.
 - Ile razy mam powtarzać, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana - mówię z ironią w glosie.
  - Jak krew w piach - przewraca oczami.
Ej ! To moja działka !
 - Krew od razu - prycham.
 - Clave potrzebuje Cię żywej - stwierdza.
 - Sugerujesz, że w momencie waszej przegranej będę na wymianę za Raziel wie co - mój ton jest sarkastyczny.
No i taką przewagę lubię.
 - Jesteś gorsza niż twój ojciec - kiwa głową.
 - Wiem - uśmiecham się.
Nagle do pokoju wchodzi Clary,
 - Zrobiłam nam kakao - uśmiecha się i podaje mi jeden kubek drugi Luke'owi, a trzeci Jocelyn.
 - Dzięki - mrużę oczy i biorę łyka.
Ma dziwny słodki posmak, może to jakiś inny rodzaj. Mimo wszystko wypiję całe.
 - Wracając, wiem że wiesz o Kręgu dużo więcej niż my, ale nie możesz ryzykować - mówi a ja pociągam kolejne dwa porządne łyki. Połowa za mną.
 - Ja nie ryzykuję Luke, ja wiem co robię. Siedzę w tym od urodzenia, nie ma osoby bardziej obeznanej, chyba że mój ojciec. Musisz zrozumieć, że Krąg zmienił się od waszego odejścia o wiele.
Działa inaczej, ma inną strategie, wszystko - stwierdzam i popijam kakao.
Jocelyn przygryza wargę.
 - Jak bardzo - odzywa się w końcu.
 - Niebo, a Ziemia - mówię krótko i dopijam kakao.
Stawiam kubek na stoliku.
 - Wybaczcie, ale skoczę się przespać - ziewam.
Nagle zaczęłam się czuć bardzo zmęczona, cóż to wina tych koszmarów, nie sposób się wyspać.
Kiedy podchodzę do łóżka, świat się kręci, a ja już wiem, że to nie przypadek.
 - Tata - szepczę i upadam. Ciemność pochłania moje spadające ciało.
Wiem jaki sen mnie czeka.

Widzę ciemność, następny przychodzi chłód. Nagle pomieszczenie rozświetla światło ognia.
Znów jestem tylko obserwatorką, słyszę kroki. Za chwile dostrzegam siebie, mam na sobie czarną sukienkę do kolan i buty na wysokim obcasie, Włosy są zadbane, oczy są czerwone jak krew.
Ze mną idzie ojciec, ma na sobie czarny garnitur, do twarzy mu w nim.
Nagle nastaje mrok i widzę znów siebie w podobnej sukience na tle płonącego świata. Ludzie oddają mi cześć. Nocni łowcy są pod moją kontrolą.
Próbuję krzyczeć, nie słychać mnie. Ciszę przerywa tylko okrutny śmiech, mój śmiech.
 Nie, nie, nie, nie powtarzam to sobie w głowie, ale niestety nijak mi to nie pomaga, nie mogę uciec.
Jestem uwięziona w koszmarze, nie ma z niego wyjścia.
Nagle słyszę głos Marcela.
 - To prawdziwa ty - stwierdza.
Dyszę ciężko, kiwam przecząco głową.
 - Nie jestem taka, nie będę taka, to nie ja. To tylko sen - powtarzam sobie. Kulę się.
Chce stąd uciec, potrzebuję ratunku.
Znów ciemność, ciemność jest chwilowym wytchnieniem.
Teraz widzę siebie i Luke. Walczymy. Po chwili przeszywam go mieczem.
Mężczyzna staję się pyłem który ulatuje do nieba.
 Znów ten śmiech.
 - Nie ! - krzyczę nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
 - To nie ja - wmawiam to sobie.
  - To cała ty - słyszę chichot Marcela.

 - Ach ! Martino, nie możesz mi tak uciekać, tak nie wolno. Martwię się - szepcze i bierze mnie na ręce.
Słyszę jego głos, przecieka do mojego koszmaru.
  - Zostaw ją - słyszę krzyk Jocelyn.
 - To moja córka - parska.
 - Jak ?! - syczy Luke.
 - Miałem małą pomoc - uśmiecha się.
Nagle Jace przykłada Luke'owi nóż do gardła. Clary zaś krępuje ręce matce.
  - To nie możliwe ! - nie dowierza zielonooka.
 - Widzisz oni rozumieją nasz cel, Martinie trzeba lekko pomóc. Czuję chłód od demona.
Wiem, że zaraz przejdziemy przez portal.
Jedyne co wiem to, to że Luke został tam sam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle :) Mam nadzieję, że się wam podobało :*
Pozdrawiam i czekam na komentarze.
Miłego dnia/wieczora/nocy :)

3 komentarze:

  1. No to powtórka: coś ty zrobiła Clary i Jace'owi?
    Szczerze? Podoba mi sie to. Zła Clary i zły Jace. Tego jeszcze nie widziałam.
    Jednym słowem.
    Genialne!
    Weny
    Ps. Kakało <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No to powtórka: coś ty zrobiła Clary i Jace'owi?
    Szczerze? Podoba mi sie to. Zła Clary i zły Jace. Tego jeszcze nie widziałam.
    Jednym słowem.
    Genialne!
    Weny
    Ps. Kakało <3

    OdpowiedzUsuń

Zostaw komentarz :* To nie boli, a cieszy autora, więc doceń moją pracę :3