Warto zobaczyć :)

29 lut 2016

Rozdział 25 ,,Malec"

Mam już wszystkiego dość, wiem że nie uwolnię się od Kręgu. Może gdybym niebyła Morgernstern to dała bym radę, ale jestem. Nie zamierzam zmienić.
Przebieram się w piżamy i idę do łóżka. Jest miękkie i pachnące świeżością. Pościel musiała być zmieniona dzisiaj. Wchodzę pod kołdrę, która opada na moje jeszcze obolałe ciało.
Praktycznie natychmiast zasypiam.
Nie wiem co mi się śni, lecz budzę się z krzykiem.
Moje runy mienią się na złoto, oddycham ciężko.
 - Co do ? - dziwie się.
Luke wchodzi do pokoju, za nim stoi Alec ( chodzi o Lightwood'a ;)) i Jace
 - Co się dzieje ? - pyta.
Na jego twarzy maluję się zaskoczenie.
 - Też bym chciała to wiedzieć - mówię.
Złote światło przygasa, odchodzi z run.
 - Twoje oczy, one są złote - zauważa Lightwood.
 - Co ? - światło zupełnie znika, wszystko wraca do normy.
 - Co ci się śniło ? - pyta mnie blondyn.
 - Nic nie pamiętam - wzruszam ramionami zrezygnowana.
Patrzę na zegarek jest trzecia.
 - Idźcie spać, ja też spróbuję - uśmiecham się.
Po chwili znów zasypiam.
Gdy znów się budzę jest już rano. Nawet nie patrzę na zegarek. Po prostu idę do szafy, biorę ubrania.
Wybieram jasne jeansy, bluzę bez zamka z motywem w stylu Magnusa, czyli tak kolorową i ekstrawagancką jak tylko od może wybrać. Dotykam pierścienia Morgernstern'ów na mojej dłoni.
Przygryzam wargę by opanować smutek.
Idę pod prysznic, zmywam z siebie negatywne odczucia. Rany już zupełnie zniknęły bez śladu.
Myję włosy aromatycznym szamponem, pachnie cudownie.
Ubieram się i suszę włosy, grzywka opada mi na lewe oko, poprawiam ją. Moje włosy znów sią proste jak drut, zawsze gdy je myję tworzą się lekkie fale, ale gdy przejadę po nich szczotką stają się znowu proste.
Wyglądam dość ładnie, ale i tak maskuję niedoskonałości podkładem. Rysuję kreskę z jaskółką, pudruję i maluję usta na różowy kolor. Zawsze wolałam akcent na usta, niż na oczy.
Wychodzę z łazienki i idę w kierunku schodów, po których zbiegam. Robię to tak cicho, że zaskakuję Luke który rozłożył się na kanapie z jakimś planem Raziel wie czego.
 - Co robisz ? - pytam cicho.
 - O! Martina już wstałaś ? Jest dopiero piąta - stwierdza.
 - Naprawdę? Ach! No tak widzenie w ciemnościach - dotykam runy na moim nadgarstku.
Narysowałam ją po tym jak miałam przypadek z runami.
  - Cóż ja się męczę z tymi planami, wiesz strategia i w ogóle - rzuca.
 - Co w tym trudnego - dziwię się i skaczę nad kanapą opadając obok Luke.
 - Wszystko, wiesz dokładnie jaki jest nieprzewidywalny twój ojciec - mówi.
 - To kwestia sporna, działa schematami. Zresztą tak jak wy - stwierdzam krzywo spoglądając na mapę.
Wilkołak patrzy na mnie z zaciekawienie.
- Trochę, to ja wymyśliłam strategię na pogrom, ale ojciec mówił, że chce tylko zobaczyć co potrafię.
Naprawdę nie wiedziałam, że to wykorzysta.. nie chciałam tego - łzy pojawiają się w moich oczach.
- Spokojnie, wiem że nie chciałaś. Nie jesteś tak jak Valentine, tak szczerze gdybym cię nie znał nawet bym nie pomyślał o tym, że jestem Morgernstern - uśmiecha się.
 - Możliwe, właściwie to więcej mnie łączy z podziemiem niż Kręgiem - rzucam.
 - Masz tam kontakty? - dziwi się.
 - Oczywiście - zgadzam się.
 - Alexander nie wrócił jeszcze od Magnusa ? - pytam.
 - Nie - stwierdza,
**********************************************************************************
(tak robię to specjalnie dla fanów Malec'a <3 )
Alec siedział z Magnusem na wielkiej kanapie. Mieszkanie czarownika było ekstrawaganckie, pełno ty było cekinów. Na oknach miał srebrne połyskujące zasłony, pokój był pomalowany czarną błyszczącą farbą i filetem. Wyglądało to świetnie.
Oboje sączyli drinki, które przygotował żółtooki.
 - Smakuję ci ? - mruczy Magnus.
 - Tak - szepcze jeszcze nie do końca pewny nocny łowca.
Chłopak nie jest jeszcze pewny uczyć do czarownika, ale mu się on podoba.
W tle słychać nastrojową muzykę.
 - To moja specjalność choć mam ich wiele - stwierdza zachęcająco.
 - Myślę, że kiedyś mi je pokażesz - głos Alec'a jest nieco pewniejszy.
Lightwood wyciąga mały pakunek w złotym papierze z plecaka. Na pakunku jest połyskująca fioletowa wstążka.
 - To dla ciebie - mówi chłopak rumieniąc się.
 - Dziękuję - Magnus uśmiecha się zadowolony.
Powoli dobiera się do prezentu.
Alec napina mięśnie, czekają na reakcję mężczyzny.
Gdy już otwiera znajduje broszkę.


 - Jest idealna dziękuję - Magnus rzuca się na szyję chłopaka.
Oboje się teraz przytulają. Gdy czarownik lekko się odsuwa ich spojrzenia się spotykają.
Chwile potem ich usta łączą się w namiętnym i pożądliwym pocałunku. Alec  siada na nim w rozkroku. Mężczyzna wplata palce w jego włosy pieszcząc je.
Niebieskooki wydaje stłumiony jęk. Na ich rozgrzanych ciałach pojawia się pot.
Magnus gładzi chłopaka po policzku, doprowadzając go do kolejnego cichego jęku.
Po żółtookim przechodzi dreszcz pożądania. Obiję pragną więcej i więcej.
Język czarodzieja pieści język nocnego łowcy, ich oddechy są szybkie, serca biją im łącząc się w czułym rytmie miłości.
 - Och! Alexandrze - Magnus gryzie go lekko w wargę.
 -  Faktycznie jesteś czarodziejem, to co ze mną robisz to musi być magia - Alec pieści jego włosy.
 - Dla ciebie wszystko - mruczy.
 - Kocham cię - szepcze łowca.
 - Ja ciebie też Aleczku - szepcze mu do ucha.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra fani Malec'a są zadowoleni. Po waszych komentarzach po rozdziale gdzie Magnus dał kołczan Alec'owi wiedziałam, że chcecie więcej <3
Czekam na kolejne komentarze im ich więcej tym będę częściej pisać o nich <3
Miłego dnia/wieczora/nocy :3


27 lut 2016

Rozdział 24 ,, Nie uciekniesz.. "

Robi się ciemno, kieruję się w stronę rezydencji.  Do moich uszy dociera szelest, prostuję się.
Za moimi plecami słyszę zgrzyt śniegu, ktoś biegnie.  Odwracam się szybko.  Nie! To jeden z ludzi ojca chyba Derek. Zaczynam biec ale nie mam szans, mężczyzna powala mnie na ziemie, także leże twarzą do niego.
 - O nie Morgernstern nie wywiniesz się nam tak szybko - stwierdza.
W jego głosie słyszę niepokojące rozbawienie, zaczynam się bać, ale tego nie okazuję.
 - Czego chcesz - syczę.
 - Widzisz, oni mi ufali, ale twój tatuś kazał mi się wycofać. Nie zapomniał o tobie kazała cię odwiedzić. Widzisz nie tylko ty go znasz go na wylot, on ciebie też. Wiedział, że wyjdziesz na spacer - Puszczaj mnie - warczę i zaczynam się szamotać.
W dłoni trzyma sztylet.
 - Nie tak szybko - mówi i wbija mi go w ramie, dosyć płytko.
Jęczę z bólu, zaczynam dyszeć.
 - Faktycznie masz złotą krew, ojciec chciał to sprawdzić już w rezydencji, ale przeszkodzili mu ci marni nocni łowcy, których tak lubisz.
Jack przesuwa ostrzem po moim policzku, czuję że krwawię.
 - Sprawdziłeś, teraz zjeżdżaj - syczę.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem mała, ojciec chce cię z powrotem, masz szanse ze mną wrócić lub Valentine sam sobie ciebie weźmie - imię swojego przywódcy mów z czcią.
 - Nigdy, nie jestem już taka mała. On dokładnie wie, że umiem się obronić - prycham.
Mężczyzna wbija nóż w moje drugie ramię. Wydaję cichy jęk.
Na śniegu jest mnóstwo mojej krwi.
  - Nie na taką odpowiedź liczyłem - rozpina mi kurtkę.
Zaczyna robić mnóstwo pociągnąć nożem po mojej klatce piersiowej.  Nie mogę się ruszyć, na ostrzu musiał być jad obezwładniający, ale wiem że działa jakieś 10 minut.
Kaleczy mi jeszcze szyje i ręce. Nie mam już na sobie kurtki tylko zwykłą lekką bluzkę. Jest cała pocięta. Moje nogi również, mogę tylko jęczeć z bólu. Nie mam kontroli nad własnym ciałem.
Wszystko mnie piecze, czuję tylko palący ból. Wiem, że to miecz moczony w krwi jakiegoś potężnego demona. Na pewno Lilith. Gdy moje ciało jest już tak zranione, że zaczynam słabnąć mężczyzna kończy.
 - Do zobaczenia, Morgernstern. Tatuś na ciebie czeka, nigdy nie uwolnisz się od Kręgu. Jesteś nasza, należysz tylko do nas - śmieje się.
Gdy odchodzi odzyskuję władzę w kończynach, zakładam kurtkę i idę. Krew leje się po moim ciele spływając na śnieg, zostawiam za sobą krwawe plamy. Gdy docieram do rezydencji uderzam o drzwi całym swoim ciałem. Nie mam siły stać, jest mi słabo. Drzwi otwiera Luke.
 - Cholera! - krzyczy.
Jego głos jest donośny. Mężczyzna bierze mnie w ramiona. Zrzuca ze mnie kurtkę.
 - Alec, stella już ! - wdaje komendę
Jęczę gdy czuję jak moja skóra jest przypalana przez stellę.
 - Wezmę ją do wanny - stwierdza Jocelyn.
Jestem na wpół przytomna. Moje rany się zabliźniają. Czuję to. Słyszę jak woda wpada do wanny.
 - Izzy idź po jakiś ręcznik i ubranie - słyszę głos mamy. Czuję jak woda opłukuję mnie, jestem tylko w bieliźnie ona jedyna nie została uszkodzona.
 - Boże ile krwi - stwierdza dziewczyna.
Właśnie przyniosła to o co prosiła Jocelyn.
Powoli wracam do rzeczywistości. Kaszlę krwią i otwieram oczy.
 - Co się stało? - pyta Jocelyn.
 - Mieliście tu szpiega Kręgu,  ojciec chciał mi przekazać, że albo wrócę z Derek'iem lub on sobie mnie weźmie - mówię. Okropnie kręci mi się w głowie.
Jocelyn wzdycha.
 - Lepiej ci już ? - podaje mi ręcznik.
 - Tak - wycieram się i ubieram czyste i suche ubranie.
Widzę swoje odbicie w lustrze, jestem blada, wiem że straciłam dużo krwi. Wchodzę do salonu, Alec stoi tam. To on, mój parabatai ( nie mylić z Lightwood'em, to jest Alec Trancy syn Marcela).
  - Martina! Na Anioła jak ty wyglądasz - brunet bierze mnie w swoje ramiona.
 - Wiesz dokładnie, że nigdy nie uwolnię się od Kręgu. Ojciec mnie potrzebuje i dobrze o tym wiesz - stwierdzam.
 - Tak, nawet chciałbym cię sprowadził, ale się nie zgodziłem - unosi brwi.
 - Nie należę do nich - szepczę.
 - Wiesz jaki jest Krąg, on potrzebuje cię po twojej stronie sama wiesz czemu - oznajmia.
 - Tak wiem, ale ja tego nie zrobię - mówię.
 - Czego nie zrobisz ? - pyta Luke.
 - Nie zabije ojca - rzucam.
Alec wzdycha.
 - Wy nie dacie tego zrobić, Valentine wie o tym doskonale - rzuca.
*******************************************************************************
( wybaczcie mi ale tu musi być perspektywa Valentine )
*oczami Valentine*
Więc moja mała córeczka już wie czego się spodziewać, wybornie. Nie podniesie na mnie ręki, najwyżej powalczy. Oboje wiemy, że nie damy rady się skrzywdzić. Wspaniale, mogę atakować, a ona nic nie zrobi. Jest bezbronna, wystraszona. Gdy wygram zmuszę ją do lojalności, tak jak innych.
Karzę jej siedzieć obok mnie i rządzić. Będzie patrzyła razem ze mną na śmierć podziemnych.
Nie musi się jej to teraz podobać, to nie mój obecny problem. Moja armia w krótce pokona Clave, wszyscy za płacą za to co zrobili i dostaną to na co zasługują.  Nareszcie, tyle na to czekałem. Pokażę wszystkim na co stać Krąg. Nikt nie ucieknie nigdy..
 Rozmyślenia przerywa mu pukanie do pokoju.
 - Panie! Kolacja - woła go jak zwykle z resztą Jasmin.
Kobieta jest młodą blondynką o  niebieskich jak lapis oczach. Była w stroju bojowym,
Podnoszę się i kieruję się w stronę jadalni. Dzisiaj wraca Derek, udało mu się zahaczyć moją córkę. Bardzo dobrze, niech wie czego oczekuję. Lubię gdy oboje wiemy co jest na rzeczy, nie dał bym rady ukryć przed nią czegokolwiek, zdolna dziewczynka.
Dobrze ją wychowałem, ale brak w niej bólu i nienawiści.
Jest o wiele zbyt naiwna, powinna mnie słuchać. Jeden z najbardziej wpływowych ludzi na tym świecie chce by wyszła za jego syna. Jest jeszcze z byt młoda by to rozumieć.
Nie moja wina, że nic nie rozumie.
Jadalnia ogromna, ciemne drewno dodaje jej powagi.
 Przy stole siedzi tylko Jonathan i Derek.
 - Witajcie - mówię.
 - Witaj panie - kłania mi się mężczyzna.
Mój syn przewraca tylko oczami wyraźnie mnie ignorująć. Dalej jest na mnie zły za to co karzę zrobić Martinie. Nie rozumiej jak on może w ogóle kogokolwiek kochać.
Może i jest urocza, ale bez przesady.
 - Widziałeś się z nią? - rzucam.
 - Tak, jak się domyślasz panie nie zgodziła się - kiwa do mnie głową bym usiadł.
Siadam na przeciwko niego. Widzę strach w jego oczach więc wszystko na miejscu.
 - Coś jeszcze? - pytam.
 - Ma złotawą krew, mieni się jak prawdziwa czysta krew anioła - stwierdza.
 - Możliwe - potakuję znudzony.
Och moja mała nieprzewidywalna córeczka.
 - Dziewczyna dobrze wygląda, wysportowana, dobrze ubrana i jak zawsze podobna do ciebie - widzę, że Derek jest spięty.
Przynajmniej mam pewność, że nic jej nie jest.
Myślę, że to bardzo wygodne, ona nie zabije mnie a ja jej, że też muszę być tak słaby. Kocham ją jest mi bliska, wiem że cierpi. Musi to znieść, ja nie zamierzam się wycofywać z wojny. Clave ulegnie mi..
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na dzisiaj :) Czekam na komentarze :D
Miłego dnia/wieczora/nocy

Rozdział 23 ,, Spacer "

Gdy tylko dostrzegam Luke'a i mamę szybko podbiegam do nich.
 - Macie go - w moim głosie błądzi nadzieja.
 - Tak - Jocelyn trzyma kartę tarota.
Jednym ruchem dłoni zatapia w niej rękę i wyciąga go.
 - Niesamowite - szepczę.
Kielich jest piękny, wykonany ze złota. Ma pięknie połyskujące kamienie, pierwszy raz w życiu go widzę. Wilkołak podaje mi go, a ja biegnę do kuchni po nóż. Kaleczę swoją dłoń, do kielicha wpada czerwonozłota krew.
Rzucam go na blat i idę do Alec'a. Gdy otwieram drzwi sypialni w której leży zauważam, że śpi.
Mimo wszystko i tak go budzę i zmuszam do wypicia zawartości. Chłopak dostaje drgawek, to normalne.
 - Mamo ! - krzyczę.
Uświadamiam sobie jedną ważną rzecz. Valentine chciał abyśmy zdobyli kielich.
Wybiegam z pokoju, prawie spadam ze schodów.
 - Szybko włóż go tam z powrotem, Jace proszę idź do Alec'a - mówię.
Chłopak kiwa twierdząco głową. Jocelyn natomiast wkłada go do karty.
 - Co się stało ? - pyta zdziwiona.
 - Zrozumiałam to, że on nie znalazł się tu przypadkiem. Ojciec wiedziała, że odzyskamy dla niego kielich. Nie możemy go trzymać w Alicante. To zbyt niebezpieczne. Teraz wyznam ci prawdę, Valentine nie jest taki jak myślicie. On mi nie pobłażał tego, że nie zgadzałam się złożyć przysięgi Kręgu. Byłam bita demoniczną bronią, najczęściej batem. Gdyby Magnus mi wtedy nie pomógł, była bym  dziś cała w bliznach. On myśli, że dalej mam je na plecach. Jednak prawda jest inna. Z każdym rokiem zdarzało mu się coraz mniej miłości, zrozumienia, bądź czegokolwiek ludzkiego przejawiać.
To co zrobiliście, a mianowicie zdradzenie go, było tylko zapalnikiem - stwierdzam.
 - Ale mówiłaś, że cię kochał - Jocelyn jest przerażona.
 - Na swój sposób tak, czasami naprawdę myślałam, że się zmienił, ale zawsze kończyło się to zawodem - z moich oczy płyną łzy.
 - Dlaczego nie uciekłaś ? - pyta Luke.
 - To nie jest takie proste, bałam się. Wiesz jak teraz dostanę za to co zrobiłam. To, że udaję twardą nie oznacza, że taka naprawdę jestem. Jestem silna, ale nie aż tak - mój głos się łamie.
 - Kiedy się to zaczęło - w głosie mamy jest ból.
  - Dziesięć lat temu - szepczę.
  - Współczuję ci. Mogłaś przecież nam się pokazać, wiedziałaś gdzie nas znaleźć - stwierdza.
 - Nawet nie wiesz ile razy stałam pod twoimi drzwiami, ale zawszę bałam się, że mnie nienawidzisz - wpatruję się w podłogę.
 - Wiesz, że tak nie jest - kładzie mi dłoń na ramieniu.
 - Teraz już tak - szepczę.
 - Możemy już o tym nie rozmawiać, wolała bym zapomnieć - zamykam oczy.
 - Oczywiście, nie musimy - mówi Luke.
Siadam na kanapie, nie jestem w stanie dłużej stać. Wszystko mnie przytłacza, mam ochotę skulić się i zamknąć się w świecie wyobraźni. Przygryzam wargę.
Nagle przychodzą do mnie obrazy, widzę ojca.  ,,Zapłacisz za swoje błędy" . Chowam głowę w kolanach.
 - Nie, nie, nie, odejdź - kręcę głową.
Obrazy się rozpływają.
 - Zapłacę za to, to on - cała drżę.
 - Jesteś tu bezpieczna, nikt nie jest wstanie ci zagrozić. To puste słowa - stwierdza Luke.
 - On znajdzie sposób - zaciskam dłonie w pięść.
 - Nie ma takiego, nie bój się jesteśmy tu - głos mamy jest kojący.
Potrzebuję jej teraz.
Jocelyn mnie przytula, również to odwzajemniam. Czuję, że jest obok, nawet nie wiedziałam, że bliskość drugiej osoby może tak pomagać. Zawszę czułam się uwięziona w świecie ojca.
Te wszystkie kłamstwa, to jak próbował mnie do tego zmusić. To dzisiaj wróciło, wspomnienia które mi odebrał. Pomyśleć, że jeszcze nie dawno nie wiedziałam, że mnie bił. On jest silniejszy niż im się wydaje. Odkąd wróciłam do Alicante mam migawki ukrytych wspomnień. Nie chcę już do tego wracać.
 - Najskuteczniejszym nauczycielem jest strach - recytuję.
 - Co ?! - Luke dziwi to co mówię.
 - Ojciec w to wierzy, już wiem czemu boję się swojej złej wersji. On tego chce, celowo robi ro wszystko. W Morgernstern'ach to cierpienie budzi ukryte zło - stwierdzam.
 - Nie grozi mi to, ja zamierzam walczyć z Clave - rzucam.
 - Nie musisz jeśli nie chcesz - oznajmia wilkołak.
 - Nie pokonacie ojca, nie w walce. Ja mogę to zrobić, ale nie jestem w stanie zabić - mówię.
Jocelyn wzdycha.
 - Rozumiem, to normalne. Też nie jestem w stanie tego zrobić mimo wszystko - stwierdza.
  - Idę się przejść - oznajmiam.
Biegnę do pokoju po kurtkę, którą wybrałam z Magnusem. Zakładam glany, szalik owijam wokoło szyi. Wychodząc zakładam kaptur.
Spaceruję po obrzeżach miasta, śnieg trzeszczy pod moimi nogami. Słońce chyli się ku zachodowi, jest mi zimno. Nie chce jeszcze wracać, staram się wszystko ułożyć w głowie.
Niebo okrywa się białymi obłokami, wiem że będzie padać.
Myślę o Jonathanie, brakuję mi go.  Alec jest w śpiączce, życie mnie przytłacza.
Patrzę na barierę chroniącą miasto. Połyskuję delikatnie, jest piękna.
Słowa same cisną mi się na usta.

Nieszczęsny ten ból,
on czuwa gdy śnisz.
Mrokiem otula twą twarz,
szepcze do ucha koszmary twe,

Niszczy cię już..
Przeszywa twe ciało,
odkrywa twój strach.
Jak czarna róża,
piękna jak dzień,
mordercza jak noc.

Wpędza cię w róg,
By straszyć Cię z nów.
A krzyki twe nie kończą się.
On śpiewa do ucha piosenkę,
tą monotonną którą znasz..

Luli, luli laj oczy zmruż,
zaśnij już..
Nie daj nam czekać znów,
twoje koszmary czekają.
By dręczyć cię znów.

Luli, luli laj krew poleje się,
nie będzie dziś litości,
przyjaciółko ma..
To twoja ostatnia noc,
więc powiedz papa..

Nigdy jej nie zapomnę, nawet wiem kto ją śpiewał. Nie zapomnę jej twarzy, byłam mała.
Pamiętam ten uśmiech mrożący krew w żyłach. Jej głos nie jest mi obcy. Ta piosenka przypomina mi o niej.
Lilith nie da się zapomnieć.. To jej krew ma mój brat..
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle :3 Podobało się wam ? Czekam na opinię w komentarzach, no proszę was 1 komentarz lub 2 na ponad 100 wyś. rozdziału.
Wierze w was, dacie radę dobić chociaż 4 ?
Pozdrawiam !!
Miłego Dnia/wieczora/nocy <3

24 lut 2016

Rozdział 22 ,, Magnus"

Alec bardzo szybko zasnął. Nawet do niego nie wchodziłam, boli mnie jak źle wygląda.
Zaraz ma przyjść Magnus by iść ze mną na zakupy. Luke i mama poszli po kielich więc kazali mi znaleźć kogoś kto mnie przypilnuje, padło na czarownika. Zawsze potrafi mi doradzić w sprawach ubioru. W dodatku wiem, że mamy podobny gust. Nawet nie myślę jak dużo pieniędzy wydamy.
Idę do łazienki, musze się uczesać. Związuje kitkę i podpinam ją spinką by nadać jej objętości.
Izzy pożyczyła mi swój podkład i puder, dzięki bogu miała podobny jasny odcień skóry.
Usta posmarowałam różową pomadką, miała cudny zapach.
Gdy zeszłam na dół Magnus już na mnie czekał.
Nie wyglądał zbytnio jak on, miał na sobie zwykłą bluzkę, marynarkę i czarne jeansy.
 - Cześć - uśmiecham się do niego.
 - Hej ! Boże jak ty marnie wyglądasz, jesteś okropnie blada. Wiem, że zawsze miałaś jasną karnację, ale gdzie te zaróżowione policzki. Dobrze się czujesz - czarownik przygląda się mojej twarzy.
W praktyce obraca moją głową w różnych kierunkach.
 - Tak - stwierdzam.
 - Niech ci będzie idziemy - rzuca i otwiera portal.
Magnus bierze mnie pod rękę i ciągnie za sobą do bramy tak mocno, że ledwo zachowuję równowagę.
Jesteśmy w Nowym Yorku, zawsze i wszędzie poznam to miasto.
 - Dobrze zaczniemy tu, potem Paryż i Tokio - uśmiecha się.
 - Magnus - szepczę.
 - Co ? - pyta.
 - Runy - oczami pokazuję na moje ręce.
Moje szczęście, że założyłam sweter. Dobrze, że tutaj robi się wiosna.
Z dłoni Magnusa ,,uciekają" niebieskie iskierki i moje runy znikają, a raczej zostają ukryte.
 - Nie możesz ich używać, użyj jednej a wrócą - podsumowuje.
 - Więc gdzie mnie zabierasz ? - wpatruję się w niego.
 - Na najbardziej luksusową i ekstrawagancką dzielnicę w tym mieście - jest wyraźnie zadowolony.
Wiem jak bardzo kocha zakupy, raz popełniłam błąd i zgodziłam się iść by mu doradzać.
Magnus prowadzi mnie do pierwszego sklepu, nie wierze. Bielizna. Cholera nie tylko nie to.
 - Magnus nie - rumienie się.
 - Oj! Przestań, tego też potrzebujesz - mówi rozbawiony.
Staram się to załatwić jak najszybciej, udaje mi załatwić to w 20 okropnych minut.
Gdy wychodzimy ze sklepu do mężczyzny dzwoni telefon.
 - Halo ! - zaczyna.
 - Yhymmm..
 - Dobra...
 - Baj..  - na szczęście kończy tą rozmowę szybko.
 - Clave kazało ci kupić kilka kostiumów, podobno mają zrobić użytek z twojego talentu. Z tego co mówił to będziesz czasem zdobywać informację, w sumie to mają rację jesteś przekonywująca - podsumowuje.
 - Może być - wzruszam ramionami.
 - Przecież tyle razy wchodziłaś ze mną na imprezy podziemnych, to dla ciebie norma - rzuca.
 - Pamiętasz jak Mike zwymiotował na tamtą przyziemną, która przyszła z jakimś wampirem,
Śmiejemy się na to miłe wspomnienie, często gdy wychodziłam z domu umawiałam się gdzieś z Magnusem. Dzięki temu zostaliśmy przyjaciółmi, głównie to on pokazał mi podziemie.
Nie jest takie jak twierdzi mój ojciec, może wampiry trochę zbyt dużo dziewczyn omamiają, ale to przecież nie koniec świata.
 - Musimy to powtórzyć - uśmiecha się.
 - Totalnie - przytakuję i wracamy do zakupów.
Kolejny sklep jest ekstrawagancki, cekiny, koronka i więcej cekinów. Typowo imprezowy sklep.
Razem z Magnusem wybieramy dwie cekinowe, czarne sukienki i do tego jakieś 5 z koronką. Nie będę ukrywać, że ją lubię. Do tego biorę jeszcze asymetryczną niebieską, jest wykonana z jedwabiu.
Szybko je przymierzam, jak zawsze XS leży na mnie jak ulał.
Czarownik płaci.
Clave ma niezłe zasoby na tej karcie, cóż ich strata.
Następnie wchodzimy do sklepu z ubraniami normalnymi.. częściowo. Wybieram sporo ekstrawaganckich bluzek, jakieś dziesięć par jeansów i jedne spodnie ze skóry.
W kolejnym sklepie stroje bojowe, tu nie oszczędzam.
Potem teleportacja do Paryża, tu zaczynają się eleganckie ubrania, sukienki, szaliki i buty.
Jednakże, dopiero w Tokio zaczyna się zabawa. Buty, peruki i więcej ubrań.
Wzięłam kilka peruk z niebieskimi włosami, blond, rudymi, różowe, fioletowe, czerwone. Oszaleć można. Nie mogłam powstrzymać się przed kupnem typowo japońskich strojów i kosmetyków. Nie poradzę nic na to, że ich kosmetyki są tak dobre jakościowo. Miasto jest piękne i tętni życiem, to nie to co było w Kręgu..
Gdy jest się po stronie Clave życie jest o wiele ciekawsze. Mogłam prędzej pokazać się mamie, ale strach musiał wygrać.
 - Nawet nie wiesz jak wspaniale się bawię -  stwierdza Magnus.
Teraz chodzimy po sklepach z gadżetami, tak tymi dla dorosłych też. Nie jestem zachwycona tym faktem, ale jeśli ludzie dziwią się widząc nas razem tłumaczenie jest jedno ,, To mój wujek ".
Tak to nie możliwe, ale cii nikt nie musi wiedzieć. To, że wyglądam na piętnaście nie znaczy, że w jakimkolwiek kraju jestem uważana za pełnoletnią. Trudno.
- Długo jeszcze - przewracam oczami gdy czarodziej przegląda różne zawieszki.
 - Chce coś kupić Alec'owi, Lightwood'owi oczywiście - stwierdza.
 - Cóż jest nocnym łowcą, łucznikiem. Czekaj kołczan mu się psuje. Możesz mu go kupić - uśmiecham się.
 - Wspaniały pomysł - zgadza się.
Widzę, że Magnus coś do niego czyje, nie dziwne. Czarownicy często są Bi, przez całą wieczność znudziło by się każdemu te zwykłe waniliowe życie..
 - Zaraz, tylko gdzie sklep z bronią - wykrzywia usta.
  - Obrzeża Alicante - rzucam.
 - Ja też muszę sobie załatwić broń, ale to już swoją drogą. Clave mi coś ogarnie - stwierdzam.
Mężczyzna od razu przenosi nas do sklepu, jakieś pół godziny wybiera kołczan. Do niego dobrał kilka strzał z fioletowymi piórkami. To jego ulubiony kolor.
Brunet pakuje prezent w ozdobny i oczywiście błyszczący papier. Uroczo to wygląda. Już wiem, że Alec będzie szczęśliwy.
Gdy wracamy do rezydencji Lightwood'ów, Magnus wręcza mu podarunek.
Oboje wpadają sobie w objęcia. Wiem, że zaiskrzyło. Uśmiecham się tylko ciepło. Cieszę się, że ta dwójka jest szczęśliwa, zależy mi na nich.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na dziś, chyba całkiem przyzwoicie wyszedł mi ten rozdział :) Jestem zadowolona.
Czekam na komentarze !!
Miłego Dnia/Wieczora/Nocy <3

20 lut 2016

Rozdział 21 ,, Alec! "

Nagle rozlega się pukanie do drzwi, bez pozwolenia do środka wchodzi Clave.
Mimowolnie przewracam oczami.
 - Martino - zaczyna jeden z nich.
- Nie dzisiaj nie zamierzam się bawić z mieczem. Nie wiem co ojciec planuje poza New Tomorrow, nic mi nie mówił. Nie wiem czy ma wtyki w Clave i nie bawię się dzisiaj w nocną łowczynie - rzucam.
  - Potrzebujemy twojej pomocy - stwierdza.
Przygryzam wargę.
 - W czym ? - pytam.
 - Mamy problem, zniknął miecz anioła, a nie mamy jak wydobyć informacji z członka Kręgu - stwierdza.
Wzdycham.
 - Rozumiem, że mam się pobawić w wyciąganie informacji -  uśmiecham się.
 - Więc się zgadzasz ? - w głosie mężczyzny słychać nadzieje.
 - Tak, ale musicie mi dać trochę kasy na zakupy, tak jakby nie mam zbyt co na siebie włożyć - wzruszam ramionami.
 - Stoi, chodźmy więc - kiwa głową w kierunku wyjścia.
Wstaje. Gdy wychodzimy za drzwi zdaję sobie sprawę, że sporo śniegu napadało, a ja mam trampki.
Wzdycham, ale idę do Sali Anioła.
Buty mam przemoczone, z tego co się dowiedziałam rezydencja Morgernstern'ów została zrównana z ziemią. Szkoda, wychowałam się tam.
Wielkie drzwi otwierają się, na krześle siedzi związany chłopak.
 - Alec ! - do oczy napływają mi łzy.
Biegnę do niego i mimo wszystko go przytulam.
 - Gdzie jestem ? - pyta.
Widzę, że jest oszołomiony. Jednak coś przykuwa moją uwagę, on ma oznaki demonicznej ospy.
 - Jesteś bezpieczny - szepczę.
Prostuję się.
 - Nie obchodzi mnie co teraz pomyślicie, ale musimy odnaleźć kielich. On musi się z niego napić, jak wiadomo kielich leczy wszystkie choroby. Muszę was zmartwić, on nic nie wie. To syn Marcela Trancy, był z jakimś demonem. Nigdy nie uczestniczył aktywnie w Kręgu - stwierdzam. Najdelikatniej jak potrafię wchodzę do jego umysłu. Jest czysty, faktycznie nic nie wie, znalazł się tam przypadkiem.
 - Czemu mamy mu pomóc - pyta wysoki blondyn.
 - Bo to mój parabatai, może nam pomóc. Ma dar ognia - dopowiadam.
 - Niech ci będzie, ale nie mamy kielicha - stwierdza.
 - Pogadam z mamą, dostaniecie go pod warunkiem, że mu pomożecie. Przysięgnijcie na anioła -  mówię.
 - Przysięgamy - wszyscy się zgadzają.
Przeciągam się.
 - Pożycz mi na chwile sztylet - mówię do blondyna.
Mężczyzna podaje mi go, a ja przecinam linę szybkim i stanowczym ruchem.
Oddaje go mu.
 - Choć Alec zabiorę cię stąd - mówię ciepło.
 - Martina - ma ochrypły głos.
Choroba postępuje, wpatruję się w moją rękę.  Wzdycham.
  - Macie tu strzykawkę ? - pytam.
  - Tak, chcesz ? - przekręca głowę.
 - Tak - kiwam głową.
Gdy mi ją podaje jednym sprawnym ruchem wbijam ją w moją żyłę i pobieram całą strzykawkę krwi.
Nie jest normalna, jest złoto czerwona.
 - Niesamowite - mówi wysoki brunet.
 - Nie wiedziałam, że ojciec podawał mi rozrzedzoną krew anioła, dlatego wstrzyknęłam czystą od tamtego anioła - przewracam oczami i wstrzykuję Alec'owi moja krew.
 - To ci pomoże - mówię ciepło.
Gdy już ją oddałam pomagam szatynowi wstać.
 - Idziemy - szepczę.
Chłopak lekko się chwieje ale po 20 minutach trudnej drogi docieramy do rezydencji Lightwood'ów.
 - Pomóżcie mi ! - krzyczę do nich.
Jace i Alec wybiegają z salonu by mi pomóc.
 - Kto to jest ? - pyta Luke.
 - Mój parabatai Alexander Trancy, dar ognia. Nie jest w Kręgu i ma demoniczna ospę - mówię.
  - Mamo ! - wbiegam do salonu.
 - Musisz mi pomóc, potrzebuje Kielicha. Wiem, że to ty go ukryłaś, Clave go ochroni musimy mu pomóc - kiwam głową w stronę chłopaka, którego właśnie wnoszą po schodach.
 Jocelyn wzdycha.
 - Dobrze Martino - zgadza się niechętnie.
Przynajmniej teraz widzę nadzieje na lepsze jutro..

15 lut 2016

Rozdział 20 ,, Pełnia mocy"

Wielkie drzwi przede mną się otwierają widzę w nich znajome twarze z Alicante.
 - Martina - słyszę głos Luke.
Nawet nie wiem czemu podchodzę do niego, przygryzam wargę.
 - Wszystko z tobą dobrze ? - pyta.
 - Ze strony fizycznej tak - szepczę i mijam go.
Stoję teraz tyłem do wszystkich, z moich oczu płyną łzy. Nie chce wierzyć w to co ojciec powiedział.
Chce uciec zniknąć i nie pojawić się więcej. Wpatruję się w niebo.
Czuję jak wilkołak kładzie mi rękę na ramieniu.
 - Jesteś już bezpieczna - mówi ciepło.
 - Wiem - w moim głosie słychać ból.
Słyszę krzyk.
 - Clary .. - stwierdzam.
Wyprowadzają ją, Jace i mamę. W moim ciele zaczyna buzować nowe uczycie, oczy rozbłyskują mi na czerwono i jestem w ich umysłach. Nie wiem jak, ale jestem.  Moja moc niszczy zaklęcie nałożone, na Jocelyn przez Clave, a na nich przez demona od Valentine.
Nogi się pode mną uginają. Upadam na ziemię, nie tracę przytomności, osłabłam lekko.
Podnoszę wzrok, żadne z nich się już nie szamocze. Ich umysły są wolne, nie wiem jak, ale to zrobiłam. Teraz już wiem co się stało, osiągnęłam pełnie mojej mocy. Potrafię zaglądać w umysł.
Super..
 - Martina - Luke jest wyraźnie zaskoczony.
 - Nie wiem jak - odpowiadam na nie zadane pytanie.
Wilkołak podaje mi swoją dłoń by pomóc mi wstać.
 - Dzięki - lekko się chwieję.
 - Chodźmy - mówi.
Nie protestuje po prostu idę nie pewnie, ale cóż. Zauważam jakiegoś czarownika, najwyraźniej od portalu.
Odwracam się i spoglądam na dom, nie znam go. Zamykam oczy i odwracam się w stronę portalu.
Wzdycham. Wchodzę w niego.
Znów jestem w Alicante, obok mnie stoi Luke.
 - Co tam zaszło ? - pyta.
 - Zawiodłam się na ojcu, chciał abym wyszła za jakiegoś napalonego na mnie dupka by połączyć siły z organizacją New Tomorrow - mówię z bólem.
 - Valentine'wi zaczęło odbijać, wiesz o tym. Rozumiem jak bardzo to dla ciebie trudne, kochasz go. To twój tata. Wychowywałaś się tam, to cię boli widzę to - stwierdza.
 - Masz rację, ale to już nie ma znaczenia. Zostaję tu. Może nawet zacznę słuchać Clave. Zamierzam zupełnie odciąć się od Kręgu. Zostanę przy nazwisku, ale to jedyne co zostanie - oznajmiam.
  - Odważne. Chodźmy do rezydencji Lightwood'ów - proponuje.
  - Dobrze - zgadzam się.
Mijamy puste ulice Alicante, są opustoszałe. Wszędzie panuje cisza. Niebo jest zachmurzone, zbiera się na śnieg. Nawet nie myślę o tym, że jutro są moje piętnaste urodziny. Nie obchodzi mnie to. Wiem jak ważne jest to dla Nocnych Łowców. Mrużę oczy. Jeden z pierwszych płatków śniegu upada na mój nos rozpuszczając się od razu. Otwieram oczy, zaczyna padać. Robi mi się zimno, jestem tylko w tej krótkiej sukience. Luke nakrywa mnie swoją kurtką.
 - Dziękuję - szepczę, mój głos jest zaskakująco ciepły.
Już nie czuję strachu, zaufałam Clave.
Kiedy już wchodzimy do domu oddaję Luke'owi kurtkę.
 - Zostały tu może moje rzeczy, głownie chodzi mi o ubranie ? - patrzę na niego pytająco.
 - Tak są na górze tam gdzie spałaś - stwierdza.
Posyłam mu uśmiech i idę się przebrać z tej okropnej kiecki. Ubieram na siebie zwykła bluzkę z nadrukiem i na nią niebieski sweterek. Na nogi wciągam obcisłe błękitne jeansy i zwykłe zielone trampki. Nie zamierzam się dziś bawić w nocną łowczynie. Rozwalam fryzurę w jaką uczesano mnie u ojca. Przeczesuje włosy i pozwalam i opaść, są proste zupełnie jak drut.
Idę w kierunku schodów, nic się tu nie zmieniło. Wchodzę do tego samego salonu, wzrok wszystkich zawiesza się na mnie.
 - Ty w ubraniu które nie jest strojem bojowym Wow - uśmiecha się Alec.
Odpowiadam mu tym samym. Podchodzę do nich i siadam na kanapie.
 - Dzisiaj już nie bawię siew nocna łowczynie - stwierdzam i opadam na oparcie rozłożystej kanapy.
 - Przyda ci się przerwa po tym wszystkim - stwierdza Jocelyn.
 - Racja - zgadzam się.
 - Skąd ten spokój - Jace wpatruję się we mnie.
Siedzi razem z Clary.
Uroczo razem wyglądają.
 - Olałam Krąg - stwierdzam bez namysłu.
Mama jest wyraźnie zadowolona, Luke wpatruję się we mnie. Zaczęłam go trochę lubić, może kiedyś mu zaufam. Teraz trochę bardziej ufam Clave, ale to nie jest jeszcze pełne zaufanie.
 - Jutro kończysz piętnaście lat, wiesz że stajesz się w tedy nie zależna od rodziców i możesz pić alkohol ? - pyta wilkołak.
 - Tak, ale nie zbyt chce mi się świętować. Gdy byłam u ojca, nie obchodziłam jako tako urodzin. Dostawałam broń nic ponad to - stwierdzam.
 - Nigdy nie obchodziłaś urodzin ? - dziwi się Clary.
 - No nie, to zwykły dzień. Nic wielkiego - rzucam.
 - Przecież Valentine  uwielbiał urodziny, pamiętasz Luke - przypomina mu Jocelyn.
 - To fakt, pewnie olał je bo odeszłaś - sugeruje mężczyzna.
 - Najwyraźniej - kiwa głową.
 - Urządzimy ci prawdziwe urodziny - uśmiecha się mama.
Wszyscy są wyraźnie zachwyceni, no może po za mną. Może okaże się to fajne..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam do was pytanie :3 Z obrazkami czy bez :D Macie tu jeden na próbę :* Czekam na komentarze :D
Miłego dnia/wieczora/ nocy ! <3
 


14 lut 2016

Rozdział 19 ,, Sny bywają ulotne"

 - Od razu lepiej co ?  - ojciec uśmiecha się miło.
 - Tak, gdzie jest mama ? Wiem, że ją masz - mrugam powiekami.
 - Zaprowadzę cię - mówi i wstaje.
Również to robię, wychodzę przez główne drzwi na korytarz.
Był dość szeroki w odcieniach brązu i czerwieni. Ozdobne żyrandole zwisały z sufitu.
Były złote, wyglądały nieziemsko.
 - Nie możesz pokazać jej nagrania ? - pytam.
 - No nie wiem, a powinienem ? - wzrusza ramionami.
 - Myślę, że tak. Chcesz ją tak całe życie oszukiwać ? Chociaż powinieneś zacząć od zdjęcia z niej zaklęcia nałożonego przez Clave. To raczej podstawa, tylko że ty nie trawisz podziemnych - przewracam oczami.
 - Ciekawe jak ? - ojciec jest wyraźnie zrezygnowany.
Kątem oka dostrzegam, że to sen. Ściana zaczęła się rozmywać, już wiem to moje marzenie.
Zawsze chciałam by ojciec okazał się dobry, żałuję że to było kłamstwem.
Upadam, lecę wiem, że gdy uderzę o dno obudzę się i zobaczę to co jest prawdą. To co robi mój ojciec.
Uderzenie sprawia, że otwieram oczy.
    Widzę pokój, nie poznaje go. Jest urządzony w odcieniach niebieskiego.  Podnoszę się i zauważam, że nie mam broni, cholera..
Podnoszę się z łóżka, mam na sobie. No nie tylko nie to, jedwabna fioletowa sukienka, okropnie nie praktyczna do walki. Przy łóżku stoją buty na obcasie w odcieniu gotującej się słomy. Wkładam je z lekką irytacją. Podchodzę do wielkiego lustra, w pokoju jest jasno. Po słońcu wnioskuję, że to okolice dwunastej. O dziwo nie jestem ani trochę potargana, mam idealnie zapleciony na lewym boku warkocz. Wzdycham z irytacją. Kieruję się do drzwi. Gdy je otwieram widzę dwóch wysokich mężczyzn. Uśmiecham się i szybko zdejmuje buty biorę je w rękę i biegnę. Oczywiście, że mnie gonią, ale ojciec nie umyślnie zostawił mi broń, co prawda nie za skuteczną, jednak zawsze coś. Do biegam do schodów. Zbiegam po nich pokonując po dwa, trzy schody na raz. Są one wykonane z ciemnego drewna, na dodatek okryto je czerwonym dywanem. Zeskakuje z nich zupełnie przykucając i znów zaczynając biec. Zauważam drzwi, rzucam się w ich kierunku.
Zamknięte, cholera..
Biegnę w lewo, doganiają mnie kiedy tak na nich spojrzałam wpadłam na ojca.
 - Gdzieś się spieszysz ? - jest rozbawiony, trzyma mnie nie ucieknę.
 - Tak do jakiegoś pierwszego lepszego wyjścia - szamoczę się jak zwierzę złapane w sieć.
 - Nie słoneczko nie uciekniesz - ściska mnie mocno w pasie przyciskając ręce do ciała.
Wypuszczam buty.
 - Załóż je - nakazuje.
Zakładam je zrezygnowana.
 - Puść mnie - znów zaczynam się szamotać.
 - Nie - mówi.
 - Puszczaj ! - krzyczę i szamoczę się tak, że utrzymanie mnie sprawia mu trudność.
 - Niegrzeczna dziewczynka, ale cóż tylko ja jestem w stanie cię utrzymać, nie mam co liczyć nawet na najsilniejszych. Dobrze się bawiłaś z tym paskudnym psem ? - syczy.
Wiem, że ma na myśli Luke.
 - Nie jest taki zły, chociaż Clave próbowało mnie zmusić do siedzenia na miejscu - stwierdzam.
 -  Jesteś łatwo wierna - prycha.
Przewracam oczami.
 - A ty cholernie pamiętliwy, to że jeden podziemny zabił dziadka nie oznacza, że są źli - mówię.
 - Clave, zrobiło ci pranie mózgu - rzuca.
Szamoczę się.
 - Oczywiście, że nie - zaprzeczam.
Ojciec zmusza mnie bym zaczęła iść.
 - Od kiedy ty mi się sprzeciwiasz ? - pyta.
 - Od niedawna, to fakt. Pożegnaj się z uległą mną - prycham.
Valentine otwiera drzwi i wrzuca mnie dosłownie na kanapę i zamyka drzwi jakąś runą.
Zaczynam się bać.
Wstaję i cofam się.
 - Boisz się ? - w jego głosie słychać dziwną nutę.
 - Tak ? - wzruszam ramionami.
 - Wiedz co teraz zrobię ? - pyta.
 - Nie - odpowiadam i cofam się o krok, napotykając ścianę.
Ojciec podchodzi do mnie, a ja próbuje znaleźć drogę ucieczki, pokój nie ma okien, tylko drzwi.
 - Co chcesz zrobić - przybieram bezpieczną pozycję do obrony.
 - Tylko pogadać w cztery oczy - stwierdza.
Wzdycham.
 - Słucham więc - staram się zachować spokój.
 - Chce byś wyszła za Jack'a - stwierdza chłodno.
 - Chyba cię do reszty popieprzyło, po moim trupie - syczę.
- Nie chcesz się przysłużyć sprawi, jak śmiesz być tak samolubna - przewraca oczami.
 - To moje życie i przysięgam na anioła, że nigdy nie wyjdę za tego dupka - warczę.
 - Nie jest zły, wiesz jak ważny jest dla nas sojusz z New Tomorrow - stwierdza.
 - Dla ciebie i Kręgu. Mam ile mam ci jeszcze przypominać, że w nim nie jestem - wiem, że zaraz moc wyjdzie ze mnie.
Ojciec zaciska dłonie w pięść.
 - Jesteś głupia myśląc, że Clave jest dobre - jest zły.
 - Muszę się pogodzić z tym, że mój tata ma takie zdanie o mnie - warczę.
Nagle do pokoju wbiega James.
 - Panie atakuje nas Clave - krzyczy i wybiega z pokoju.
 - Dobrze ci tak - śmieje się i mocą omamiam go na tyle by dojść do drzwi.
To już koniec, nigdy mu nie pomogę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaskoczeni ? Planowałam to od początku, ta historia ma wodzić za nos. Nic nie poradzę..
Lubię trollować ludzi :* Pozdrawiam i czekam na komentarze :*
Miłego dnia/wieczora/nocy <3

12 lut 2016

Rozdział 18 ,, Ugoda "

Suwam się po ścianie prosto na zimną i lodowatą podłogę. W głowie mi szumi, nie czuje się dobrze.
 - Myślisz, że nie zauważyłem - pyta z powątpiewaniem ojciec.
 - Liczyłam na to - szepczę.
 - Przeliczyłaś się, nie musisz mnie oszukiwać. Znam cię tak samo jak ty mnie, nie ukryjemy przed sobą nic, przecież wiesz - uśmiecha się i kuca obok mnie.
Bolą mnie ramiona, robi mi się słabo. Ojciec musiał naciskać na moje tętnice. Serce bije wolno, a ciśnienie jest niskie. Krew odpływa z mojej twarzy, oddychanie stało się trudne.
 - Wiesz, że jesteś osłabiona ? Taki mały efekt uboczny eliksiru usypiającego, bardzo przydatne - stwierdza.
 - Nie chcę być mordercą - stwierdzam, mój głos jest cichy.
Zamykam oczy, gdy je znów otwieram ojciec kuca przede mną.
 - Pamiętaj o tym, że zabijany morderców - oznajmia.
 - Gdy zabijesz mordercę, liczba morderców i tak nie zmaleje. To okrutne, nie chcę się zapisać na kartach historii jako potwór - szepczę.
 - Myślę, że nie. Jesteśmy twórcami nowego świata, to niesamowite - stwierdza.
 - Czy ja wiem ? - wzruszam ramionami.
 - Przynajmniej już nie zaprzeczasz, możesz w końcu przysięgnąć, że zostaniesz - mówi.
 - Nie chce - zamykam oczy.
Wiem co robi, dlaczego ja..
 - Dalej córeczko, powiedz to - zachęca.
Z sykiem wciągam powietrze, zamykam oczy. Nie chcę ich otwierać, wiem że kiedy je otworze zetknę się z nieuniknionym. W takich momentach chciałabym mieć dar teleportacji (nie można mieć wszystkiego).
 - Nie zrobię tego - oznajmiam otwierając oczy.
 - Nie wmawiaj sobie tego na siłę, jesteś po stronie Kręgu. Czemu nie chcesz zrozumieć tak prostej rzeczy - szepcze.
Kręcę głową.
 - Nie jestem zła, nie jestem - powtarzam.
Ojciec szarpie moje ramiona.
 - Nie jesteśmy źli, ratujemy świat - mówi.
 - Pokaż mi jeden dowód, a przysięgam w imię anioła, że przysięgnę tu zostać - stwierdzam.
Jego uśmiech jest ciepły, widać w nim nutkę zadowolenia.
 - Dobrze - wstaję i podaje mi rękę.
Przyjmuję ją, nogi mam jak z waty. Gdy staję chwieję się, ojciec bierze mnie na ręce.
Mimowolnie odchylam głowę, pozwalam by pochłonęła mnie ciemność.

 Gdy się budzę słyszę różne głosy. Kiedy otwieram widzę, że jestem na spotkaniu Kręgu.
Plecy mam oparte o ciało ojca, siedzimy na wielkim fotelu.
Zawroty głowy powoli ustają, mrużę oczy.
 - Obudziłaś się ? - pyta, w tonie jego głosu słychać wyraźne zadowolenie.
 - Tak - mówię i prostuję się.
 - Dużo cię ominęło, musisz coś zobaczyć - uśmiecha się.
 - Dobrze - zgadzam się.
Pokój w którym jestem przypomina wielką sale konferencyjną. Przy ścianach stoją sofy w odcieni szarości. Na środku stoi ogromny szklany stół. Jest okrągły. Na około niego stoją wygodne siedziska, przypominają trochę fotele komputerowe. Również są na kółkach, ich czarne obicia sią wykonane perfekcyjnie z czarnej skóry.
Nad stołem wiszą cztery czarne, wielkie telewizory. Na jednej ścianie wisi wielka elektroniczna mapa z czerwonymi punktami ( zupełnie nie wiem co oznaczają). Na przeciwległej stronie znajduję się panel sterowania. Na środku położony jest wielki fioletowy jak ściana dywan.
Po lewej stronie pomieszczenia są wielkie dębowe drzwi. Tam prawdopodobnie jest zbrojownia.
Ojciec prowadzi mnie do stołu i kiwa bym usiadła. Przed nim i co gorsza przede mną jest malutki panel.
Gdy klika coś na nim, nie mogę powstrzymać cichego chichotu.
 - Co ? - dziwi się.
 - Naprawdę dużo musiało się zmienić, że przekonałeś się do takiej technologii - stwierdzam.
 - Spójrz na ekran - mówi.
Podnoszę wzrok. Moim oczom okazuję się filmik z Nowego Jorku, wiem to bo znam tą dzielnicę.
Widać na nim grupkę, wilkołaków atakujących przyziemnego. Wzdrygam, podciągam nogi tak, że zakrywają moją klatkę piersiową.
 - Wampiry i wilkołaki - stwierdzam.
 - Nie inni, tylko oni. Jeśli to spisek całego gatunku to faktycznie trzeba działać - dopowiadam.
 - To się dzieje na całym świecie - mówi.
 - Zwiększają liczebność, czemu do cholery nie pokażesz tego innym nocnym łowcą ? - pytam.
 - Pokazuję i cóż dołączają do mnie, na przykład twoja siostra i Jace - oznajmia.
Przygryzam wargę.
 - Po niej bym się tego nie spodziewała, dobra. Szczerze obstawiałam, że prędzej to ja przejdę na twoją stronę - mrugam.
 - Wampiry przemieniły jej przyjaciela, ja tylko pokazałem jej film - stwierdza.
 - Tego całego Simona ? - unoszę brwi.
 - Tak tego - potwierdza.
 - Przysięgam tu zostać i ci pomóc - wpatruję się w niego.
W jego oczach tkwi radość, nie widziałam go takiego od momentu gdy odnalazł mamę.
Uwielbiam gdy jest szczęśliwy.
 - Oddasz mi już moją broń ? - pytam.
Ojciec patrzy na kogoś, mężczyzna o miedzianych włosach wstaje z miejsca i idzie do zbrojowni by przynieść mi moją wypucowaną broń.
Przypinam mój pas z bronią, a miecz chowam w pochwie.
Na reszcie czuję się sobą.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się wam podobało :) Komentujcie i zapraszam do zapoznania się z moim pierwszym i drugim LBA :*
Miłego dnia/wieczora/nocy !!

7 lut 2016

Rodział 17 ,, Największy strach.."

Budzi mnie dziwny zapach, momentalnie zaczynam kaszleć. Zapach znika.
 - Obudziłaś się już ? - słyszę głos ojca.
Szybko rozglądam się po pokoju, jesteśmy sami.
 - Tęskniłam - szepczę.
Zwieszam głowę, boję się tego co teraz odpowie.
 - Wiem, ja też - uśmiecha się i przytula mnie.
Nie panuję nad sobą, wtulam się w niego. Chce mi się płakać, ale nie wiem czemu.
 - Wiesz, że nie mogę - mówię cicho.
 - Dalej nie rozumiem czemu, śniło Ci się coś ? - pyta.
Nie rozumiem tego pytania, ale postanawiam powiedzieć prawdę.
 - Tylko zła ja - szepczę.
 - To dlatego tego nie chcesz, to wszystko zmienia - wykrzywia usta.
 - Nie wiem o co chodzi tato - podsumowuję.
 - Cóż ta mikstura ma efekt uboczny, działa jak demon strachu. Widziałaś to czego się najbardziej boisz, a boisz się samej siebie - mówi.
 - Co ?! - dziwie się.
Jedyne co pamiętam z tego snu to ja i mój śmiech. Reszta to pustka.
 - Boisz się tego kim jesteś, dlatego nie chcesz się przyłączyć do Kręgu. To nie sęk w tym, że nie ufasz mi. Problem jest gdzie indziej Martino, ty nie ufasz sobie - stwierdza.
Przygryzam wargę, wiem że ojciec ma rację.
 - Wiem, ale nie chce być potworem - oznajmiam.
 - Nie jesteś nim, nikt z nas nie jest. Jesteśmy inni, nasze piękno tkwi w naszym upadku, jesteś gwiazdą poranną. Znikasz jako ostatnia, oświecasz ludzi swym blaskiem, ale gdy upadniesz jesteś piękniejsza - mówi.
 - Wolę błyszczeć - stwierdzam.
 - W końcu będziesz musiała pozbyć się strachu i do mnie dołączyć - uśmiecha się.
 - Zmuś mnie - stwierdzam.
 - Spójrz na lewą rękę - chichocze.
Na moim nadgarstku jest cieniutka srebrna bransoletka.
 - Serio, kajdanki demoniczne. Domyślam się, że to ty nosisz drugą - przewracam oczami.
 - Jak ty mnie dobrze znasz, a teraz idź się ogarnij do łazienki, chyba że mam ci pomóc - rozkazuje.
Prycham i idę do łazienki, ojciec musi stać pod drzwiami bo dystans tego cholerstwa to pięć metrów. Dalej od tego nie da się iść, ubieram się szybko, nareszcie moje ubrania. Bluzka z dekoltem, lekko prześwitująca. Do tego czarne skórzane spodnie i oczywiście glany. Włosy  zostawiam rozpuszczone.
Wychodzę z łazienki.
 - Chodź córeczko -  jest dziwnie zadowolony.
 - Dobrze - wzdycham.
 - Postanowiłaś to olać - jest wyraźnie rozbawiony.
 - Może - droczę się z nim.
 - Martina, rozumiem że tego nie chcesz, ale powinnaś wiedzieć kim jesteś -  stwierdza.
 - Wiem kim jestem, ale nie będę krzywdzić ludzi - oznajmiam.
 - Bycie w Kręgu nie oznacza, że  jesteś potworem Martino. My nie mordujemy dla byle fanaberii, to poświęcenie z  naszej strony. Musimy to robić, podziemni są okrutni. Nie my - słyszę w jego głosie wiarę. On w to wierzy, czuję to widzę to. Niestety tego nie rozumiem próbuje od tych cholernych piętnastu długich lat i nie potrafię. Może powinnam zdać się na ojca, przestać tyle myśleć. Chce tego ? Jestem na tyle głupia by nie wiedzieć czego chce. Moje myśli i uczucia to jakaś kpina. Marzę o tym by być szczęśliwa, ale czy potrafię ? Cholera jasna zamieniam się w jedną z tych durnych dziewczyn.
 - Nie rozumiesz jednego tato. Ja naprawdę chce ci pomóc, rozumieć Krąg ale to nie jest proste. Mam zbyt wiele przyjąć po z podziemia, nie chciałabym być podziemna, ale nie mam powodu ich nienawidzić - stwierdzam stanowczo.
 - Przecież ci wyraźnie zakazywałem kontaktów z podziemiem - walczy.
  - To moja sprawa z kim się przyjaźnie - przyspieszam.
Ojciec szarpie mnie za ramie tak, że po chwili stoję prosto przed jego twarzą. Boję się, nie potrafię mu się sprzeciwić szczególnie gdy stoi tak blisko. Odruchowo próbuje się cofnąć, jednak ojciec nie pozwala mi na to. Momentalnie błędne, dreszcz przebiega po moim ciele. Jego dłonie zaciskają się na moich ramionach. Głośno wciągam powietrze.
 - Jesteś moja córka i nie pozwolę byś skończyła jak mój ojciec. Nie będziesz się z nimi przyjaźnie - boję się go. Wiem, że to już nie żarty.
 - Tato - jęczę z bólu.
 - Przysięgnij na anioła, że nie uciekniesz i zaczniesz mnie słychać  - rozkazuje.
 - Nie mogę - próbuję mu się przeciwstawić.
  - Możesz, a nawet musisz. Przysięgnij - jego głos jest stanowczy.
Próbuje się osunąć na ziemię, ale ojciec mi na to nie pozwala.
 - Nie - szepczę.
 - Nie ma w twoim głosie pewności - stwierdza.
 Przysięgnij - naciska.
  -Nie tato, proszę przestań to mnie boli  - błagam go.  Zaskakuje mnie to przecież ja mu ulegnę.
 - To tylko dwa słowa ,,przysięgam na anioła" - kontynuuje.
  - Czemu mi to robisz ?  - zaczynam płakać.
 - Bo cię kocham - jego głos jest ciepły.
Zamykam oczy.
Macam swoją kieszeń nie ma w niej buteleczki.
 - Myślałaś, że ci pozwolę jej użyć ? - jest rozbawiony.
 - Jaa.. - jąkam się
 - Przysięgnij - mówi.
 - Przysięgam na Anioła - mówię, na moje szczęście ojciec nie wie, że mam skrzyżowane palce.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się wam podobało :) liczę na wasze komentarze :) Rozdział pisałam na wyjeździe więc mogą wystąpić drobne błędy (telefon) przepraszam za nie jeśli są i czekam na komentarze :)

6 lut 2016

Rozdział 16 ,, Kakao"

Od zawsze byłam inna , nie lubię utartych schematów na życie. W czasach w których przyszło mi żyć oryginalność jest tępiona, wszyscy powinnyśmy być tacy sami.  Lubić to samo, nie wychylać się.
Już długo ludzkość docenia ludzi po ich śmierci, jest tyle wyjątkowych osób w historii, które nie kierowały się normą. Nigdy nie byłam ,,normalna" jestem z tego dumna. Nienawidzę rutyny wolę swobodę, żyje z dnia na dzień. Nie boję się konsekwencji, a Clave oczywiście co, wykłady.
Jaka ja jestem nieodpowiedzialna, ryzykuje zbyt dużo, nie słucham ich, nie mam hamulców.
Bla, bla,bla. Rzygać mi się już chce tą gadką, ale Luke gada i gada.
Jak by mógł mnie zmienić, ta dobre sobie, o jeszcze mi wypominaj nazwisko.
Tak dawaj, dalej mów te głupoty, a ja dalej będę mieć to w głębokim poważaniu.
Jakie to urocze, martwili się o mnie. Oooo ! Zaraz puszcze pawia.
No i witam sarkastyczną Morgernstern we mnie, tęskniłam.
Czasami lepiej, że nikt nie ma daru czytania w myślach, trafiłabym do wariatkowa.
Ciekawe kiedy skończy, na anioła ale on ma dużo na głowie. Te potargane włosy, worki pod oczami.
Powinien odpocząć, wygląda jak duch, albo i gorzej. Mniejsza, kurde nie zapytałam ojca o jego postępy w mordzie. Tak, powinnam była.
Pogadałabym z nim, w prawdzie to mam ochotę mu się rzucić na szuję jak mała dziewczynka i zatopić się w jego ramionach. Nie znoszę być twarda. Dlaczego nie mogę być taka jaka jestem ?
No tak zapomniałam, schemacik.
Czyż by skończył ?
 - Martino nie możesz tego robić to nie bezpieczne, rozumiesz ? - pyta.
Na anioła jak dobrze, że skupiłam uwagę na chwile jego wywodu, ach ten ból. Tyle się nagadał, a ja i tak swoje. Boże ta demoniczna krew robi swoje, czuję się inaczej.
 - Ile razy mam powtarzać, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana - mówię z ironią w glosie.
  - Jak krew w piach - przewraca oczami.
Ej ! To moja działka !
 - Krew od razu - prycham.
 - Clave potrzebuje Cię żywej - stwierdza.
 - Sugerujesz, że w momencie waszej przegranej będę na wymianę za Raziel wie co - mój ton jest sarkastyczny.
No i taką przewagę lubię.
 - Jesteś gorsza niż twój ojciec - kiwa głową.
 - Wiem - uśmiecham się.
Nagle do pokoju wchodzi Clary,
 - Zrobiłam nam kakao - uśmiecha się i podaje mi jeden kubek drugi Luke'owi, a trzeci Jocelyn.
 - Dzięki - mrużę oczy i biorę łyka.
Ma dziwny słodki posmak, może to jakiś inny rodzaj. Mimo wszystko wypiję całe.
 - Wracając, wiem że wiesz o Kręgu dużo więcej niż my, ale nie możesz ryzykować - mówi a ja pociągam kolejne dwa porządne łyki. Połowa za mną.
 - Ja nie ryzykuję Luke, ja wiem co robię. Siedzę w tym od urodzenia, nie ma osoby bardziej obeznanej, chyba że mój ojciec. Musisz zrozumieć, że Krąg zmienił się od waszego odejścia o wiele.
Działa inaczej, ma inną strategie, wszystko - stwierdzam i popijam kakao.
Jocelyn przygryza wargę.
 - Jak bardzo - odzywa się w końcu.
 - Niebo, a Ziemia - mówię krótko i dopijam kakao.
Stawiam kubek na stoliku.
 - Wybaczcie, ale skoczę się przespać - ziewam.
Nagle zaczęłam się czuć bardzo zmęczona, cóż to wina tych koszmarów, nie sposób się wyspać.
Kiedy podchodzę do łóżka, świat się kręci, a ja już wiem, że to nie przypadek.
 - Tata - szepczę i upadam. Ciemność pochłania moje spadające ciało.
Wiem jaki sen mnie czeka.

Widzę ciemność, następny przychodzi chłód. Nagle pomieszczenie rozświetla światło ognia.
Znów jestem tylko obserwatorką, słyszę kroki. Za chwile dostrzegam siebie, mam na sobie czarną sukienkę do kolan i buty na wysokim obcasie, Włosy są zadbane, oczy są czerwone jak krew.
Ze mną idzie ojciec, ma na sobie czarny garnitur, do twarzy mu w nim.
Nagle nastaje mrok i widzę znów siebie w podobnej sukience na tle płonącego świata. Ludzie oddają mi cześć. Nocni łowcy są pod moją kontrolą.
Próbuję krzyczeć, nie słychać mnie. Ciszę przerywa tylko okrutny śmiech, mój śmiech.
 Nie, nie, nie, nie powtarzam to sobie w głowie, ale niestety nijak mi to nie pomaga, nie mogę uciec.
Jestem uwięziona w koszmarze, nie ma z niego wyjścia.
Nagle słyszę głos Marcela.
 - To prawdziwa ty - stwierdza.
Dyszę ciężko, kiwam przecząco głową.
 - Nie jestem taka, nie będę taka, to nie ja. To tylko sen - powtarzam sobie. Kulę się.
Chce stąd uciec, potrzebuję ratunku.
Znów ciemność, ciemność jest chwilowym wytchnieniem.
Teraz widzę siebie i Luke. Walczymy. Po chwili przeszywam go mieczem.
Mężczyzna staję się pyłem który ulatuje do nieba.
 Znów ten śmiech.
 - Nie ! - krzyczę nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
 - To nie ja - wmawiam to sobie.
  - To cała ty - słyszę chichot Marcela.

 - Ach ! Martino, nie możesz mi tak uciekać, tak nie wolno. Martwię się - szepcze i bierze mnie na ręce.
Słyszę jego głos, przecieka do mojego koszmaru.
  - Zostaw ją - słyszę krzyk Jocelyn.
 - To moja córka - parska.
 - Jak ?! - syczy Luke.
 - Miałem małą pomoc - uśmiecha się.
Nagle Jace przykłada Luke'owi nóż do gardła. Clary zaś krępuje ręce matce.
  - To nie możliwe ! - nie dowierza zielonooka.
 - Widzisz oni rozumieją nasz cel, Martinie trzeba lekko pomóc. Czuję chłód od demona.
Wiem, że zaraz przejdziemy przez portal.
Jedyne co wiem to, to że Luke został tam sam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle :) Mam nadzieję, że się wam podobało :*
Pozdrawiam i czekam na komentarze.
Miłego dnia/wieczora/nocy :)

LBA # 2

Witam ! To znowu LBA :) Tym razem nominację mam od : http://welcome-in-the-xxi-century.blogspot.com/ już wiem, że muszę przeczytać jej bloga, choć nie jestem fanką Clace, wole Clabastiana...
Przejdźmy do pytań :D

Pytania:

1, Znienawidzona książka ?
Pamiętniki wampirów

2. Dlaczego ?
Cóż to najnudniejsza książka jaką dane mi było dane przeczytać. Najgorsza pomyłka czytelnicza w moim życiu.. Wiem, że są ich wierni fani, ale ja tego nie kupuję. Nie polecam :c

3. Jaki gatunek książki najbardziej lubisz ?
Fantastykę :)

4. Dlaczego ?
Bardzo lubię rzeczy nie możliwe. Takie które są inne niż to co znamy dziś :3

5. Ulubiony film ?
Jak już mówiłam w ostatnim LBA :)

6. Ulubiony przedmiot w szkole ?
Matematyka i biologia :D

7. Masz swoje miejsce, w którym uwielbiasz spędzać czas/ wiesz tylko ty/itd.?
Gdy jest cieplej to dach lub balkon, gdy zimniej moje łóżko c:

8. Ulubiona potrawa ?
Pizza

9. Ulubiony dzień tygodnia?
Sobota *-*

10, Dlaczego ?
Bo już weekend, ale jeszcze nie do kościoła xD

11. Dlaczego postanowiłaś prowadzić bloga ?
Jak już pisałam również w poprzednim LBA, to był totalny spontan xD

Jeszcze raz dziękuję za nominację :) to wiele dla mnie znaczy <3

Nominowani przeze mnie :
http://dance-with-the-death.blogspot.com/
http://powiew-ognia.blogspot.com/

Rozdział 15 ,,Plany"

 Uwaga !
Mam dla was 4 rozdziały :) Możemy zrobić mały maraton, jedyny warunek to 2 komentarze pod rozdziałem i wrzucam kolejne !!

- Coś ty sobie myślała ! - krzyczy Jocelyn.
 - Nic wielkiego, po prostu nie chciałam by Marcel im coś wstrzyknął - przewracam oczami.
 - To było ryzykowne ! - nie daje za wygraną.
 -Dla was mamo, ja siedzę w tym całe życie. W przeciwieństwie do was znam ojca na wylot, tak jak i pozostałych członków Kręgu, ja znam ich oni znają mnie - przygryzam wargę.
Jocelyn siada na sofie.
 - Jesteś na to za młoda - szepcze.
 - Mamo sama wiesz, że już niedługo skończę piętnaście lat. Uwierz mi wiem co robię, w każdym razie tylko ja miałam szanse ich wydostać. Nie byłaś, gdyby nie pomoc Jonathana i ja bym zawiodła. Nie rozumiem jak mogłaś go odtrącić, od zawsze troszczył się o mnie - mówię.
 - To długa historia, jesteś ryzykantką. Czemu wdałaś się tak w ojca ?-stwierdza.
 - To nie cecha po nim, tylko po tobie. Kto ukrył kielich przed Kręgiem ? Uciekł i ukrywał się przez te wszystkie lata ? - chichoczę.
 - Będziesz mi to wypominać - widzę, że ona jest rozbawiona.
 - Możliwe - uśmiecham się i siadam na kanapie.
 Poprawiam pas z bronią.
 - Widziałam się z ojcem - szepczę.
 - Co ci powiedział ? - pyta.
 - Chciałbym do niego dołączyła, a po za tym to nic wielkiego. W zasadzie to balansowałam na poręczy, ale było całkiem miło - wzruszam ramionami.
 - Zaskakujesz mnie coraz bardziej - wzdycha.

         ***                ***                   ***                   ***           ***                 ***
 - Jak nasz plan Clarisso - pyta Valentine.
 - Doskonale, niczego się nie spodziewają, szczególnie Martina. Tłumaczy się teraz u Clave - stwierdza.
 - Wybornie, pamiętaj że cel jest ważny. Dobrze, że chociaż ty rozumiesz dobro sprawy - mówi.
W jego głosie słychać wyraźne zadowolenie.
 - Pamiętam ojcze, dobrze że Jace też się z nami zgodził. Jesteś pewien, że mam ją uśpić tym eliksirem ? - pyta.
 - Oczywiście, że tak. To dla jej dobra - mówi z troską.
 - A jeśli nie będzie chciała tego wypić - szepcze.
 - Wmieszaj jej to do kakała to na pewno wypije - oznajmia.
 - Dobrze przekaże Jace'owi plan działania - zgadza się Clary.
 - Oczekuje wieści, czekaj na sygnał - mówi i znika.

Dziewczyna kieruję się w stronę blondyna, jego złote oczy iskrzyły iskierkami radości.
 - Będziemy pracować zgodnie z planem, a wszystko się ułoży. Już niedługo nie będzie się dla nas liczył nikt po za nami - uśmiecha się.
 - Nawet nie wiesz jak mnie teraz pociągasz, niegrzeczna z ciebie dziewczynka - mruczy przyciągając ją do siebie.
 - Przecież wiem - przygryza wargę.
Ich usta łączą się w pełnym pożądania pocałunku, chłopak wplata palce w jej długie i falowane włosy, w kolorze ognia.
Clary jęczy cicho do jego ust, pieści jego blond włosy, chce więcej i więcej.
Ich gorące spojrzenia spotykają się. Dziewczynie wydaje się, że temperatura w pokoju osiąga sto stopni. Po ich ciałach przechodzi nieoczekiwany dreszcz. Ręce Jace błądzą po jej plecach, szukając czegoś czego nie sią w stanie znaleźć. Ich oddechy przyśpieszają, pożądanie narasta.
Splatają ze sobą swoje dłonie, pragną siebie, ale nie mogą teraz tego zrobić. Muszą obejść się tylko delikatną pieszczotą pocałunku.
 - Pragnę cię - szepcze jej do ucha Jace.
 - Wiem, ja również ciebie pragnę, ale nie możemy tutaj - jęczy cicho z podniecenia.
 - Niestety wiem, ale obiecuję ci, że już niedługo rozpalę twoje zmysły - mruczy.
Clary ma czerwone rumieńce.

          ***                ***                     ***                       ***               ***             ***

 - Jonathanie czemu pomogłeś Martinie ? - pyta go Valentine.
 - Mam do niej słabość, przecież wiesz - stwierdza.
 - Tak, wiem. Mieliśmy ją w garści, a ty jej nie złapałeś - mówi. 
 - To moja siostra, wiesz że nie tylko ty potrafisz gadać, cóż ona do tego ma jeszcze urok osobisty - śmieje się chłopak.
- Dlatego właśnie jestem zły, że nie jest zła. Wiesz jak można to wykorzystać. Załatwiłby wszystko, wiesz jak trudno jest odmówić mi, a jej to już w ogóle - przewraca oczami.
Jonathan przeczesuje włosy palcami.
 - Racja, ale ona się do nas nie przyłączy, zapomniałeś jaka ona jest - uśmiecha się.
 - Liczę na cud - przewraca oczami.
 - Już niedługo będzie z nami, zobaczysz Clave może próbować, ale mi jej nie odbierze. Cholerny Luke musiał jej napsuć w głowie, zabije go, a co do Jocelyn. Mam dość ciekawy pomysł, wróci do mnie. Znów staniemy się jedną wielką rodzinną. Zdobędziemy potęgę o jakiej ci się nawet nie śniło synu. Wybijemy podziemnych, zawładniemy światem. Będą nas czcić niczym bogów, na zawsze zapiszemy się na kartach historii. Zwać nas będą wybawcami, będziemy wielcy. Nikt się nam nie przeciwstawi, teraz Clave i Idrys potem cały świat ! - mówi to pewnie.
 - Liczę na to - kłamie.
 - Będziemy mieli wszystko - szepcze.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle dzisiaj nie co krócej wiem, ale cóż :)
Komentujcie, DA SIĘ ANONIMOWO !
Miłego dnia/wieczora/nocy ;*

3 lut 2016

LBA #1

Witam wszystkich chcę podziękować za nominację http://ukrytetajemnice.blogspot.com/ serdecznie was na niego zapraszam ;)

Pytania :

1. Co cię motywuje ?

Myślę, że komentarze od czytelników. Wszystkie rozmowy z nimi, sam fakt, że moja pasja może się komuś podobać. Uważam, że to wspaniale i dalej będę się tym dzielić. :)

2. Czarny, czy biały ?

Oczywiście, że czarny. Wiadomo nocni łowcy, prawda ?

3. Dlaczego ta tematyka bloga ?
 
Próbowałam już własnej historii (http://sekretanabell.blogspot.com/), ale nie cieszyła się ona popularnością więc się poddałam, potem tematyka igrzysk (http://igrzyskasmiercinaxsii.blogspot.com/) też nie wyszło.. a mój poprzedni przekombinowany blog z D.A był ok więc postanowiłam wrócić do korzeni. (http://tysiaczkowy.blogspot.com/)

4. Pisanie to hobby, czy pasja ?

Zdecydowanie pasja, nie żałuję chwili w której zaczęłam pisać. Jak wiadomo uczę się i wychodzi mi to coraz lepiej, jak każdemu. Ci co piszą na pewno wiedzą o czym piszę. Kocham to robić, ale często brak motywacji i dupka.

5.  Idealny dzień ?

Ten gdy mam wolne i robi co chcę, czyli praktycznie żaden. Dla mnie ważne jest to by było dobrze, resztę zawsze się wyklepie. :D

6. Ulubiona książka/seria książek ?


Po tematyce widać, że dary anioła. Kocham, kocham, kocham <3

7. Ulubiony film ?

Teraz to was zaskoczę :) Kiler.

8. Ulubiona postać książkowa ?

Jonathan Morgernstern lub jak kto woli Sebastian Morgernstern :*

9. Skąd czerpiesz inspiracje ?

Muzyka i świat który mnie otacza. ^^

10. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem ?

Cóż, szukałam bloga o Clary i Sebastianie, ale nie znalazłam żadnego ciekawego. Więc postanowiłam go napisać sama. To był impuls, totalny spontan, a co do tego bloga to wpadła mi do głowy nowa historia. Więc zaczęłam ją pisać. ;)

11. Ulubiony cytat ?

Jest ich wiele, ale pierwszy do głowy wpadł mi ten : ,,Sarkazm to ostatnia deska ratunku dla osób o upośledzonej wyobraźni".

To na tyle z pytań :) Mam nadzieję, że się wam podobało :)

Ja nominuję :

https://www.wattpad.com/214794094-mi%C4%99dzy-dwoma-%C5%9Bwiatami-prolog

https://www.wattpad.com/194574677-solitudo-prolog

http://ksiezyciblake.blogspot.com/

Pytania !!
1, Co was motywuje do pisania ?
2. Czytacie blogi inne niż swój ?
3. Ulubiona książka/seria książek ?
4. Dobro, czy zło ?
5. Ulubiony czarny charakter ?
6. Dlaczego blogujecie ?
7. Macie ulubionego autora ? Jak tak to jakiego ?
8. Noc, czy dzień ?
9. Zakochaliście się w jakimś fikcyjnym bohaterze ?
10. Wasz ulubiony blog z opowiadaniami ?
11. Introwertyk, czy ekstrawertyk ?

To na tyle :) Jeśli macie jakieś pytania nie bójcie się ich zadawać :)

1 lut 2016

Rozdział 14 ,,Nieposłuszna"

 - Martino jesteś pewna, że chcesz to przyspieszyć w taki sposób - pyta Magnus.
 - Tak , jestem gotowa - oznajmiam i nachylam się nad miską.
Czarodziej łapie moją rękę i czuję chłód, potem straszny ból i wymiotuję krwią.
Kiedy już nie mam czym wymiotować odsuwam miskę i opadam na plecy.
 - Prześpij się - szepcze, a ja zasypiam.
  Kiedy się budzę wszystko wróciło do normy, czuję się dobrze. To co widziałam w tym śnie, nie to nie ja..
Wstaję z łóżka, wchodzę do łazienki by doprowadzić się do ładu. Biorę szybki prysznic, suszarką suszę włosy. Ubieram się w strój bojowy, zapomniałam że bluzka ma taki dekolt. Czeszę się, po czym wciągam na nogi glany. Mój pas z bronią wisi na krześle, obok niego jest zawieszony miecz w pochwie. Broń wraca na swoje miejsce, teraz czuję się pewnie.  Idę do salonu, to nie mieszkanie Jocelin, gdzie ja jestem ?
 - Cześć, długo spałam - pytam.
Wszyscy wpatrują się we mnie.
 - Jakieś 5 godzin jest już rano - mówi Jocelin.
To była noc ? Na Anioła, musiałam być naprawdę chora.
 - Co zrobił mój ojciec ? - siadam obok mamy.
 - Może coś zjesz - widzę, że próbuj mnie przed czymś uchronić.
 - Nie, co się stało ? - z sykiem wciągam powietrze.
Widzę, że Alec przygryza wargę, nie ma Clary i Jace.  Już wiem, że logiczne myślenie do mnie wróciło.
 - On ich porwał !? - krzyczę.
 - Tak - szepcze Jocelin.
 - Nie mamy dużo czasu, muszę ich znaleźć - wstaję i poprawiam broń.
 - Nie ! Jesteś mu potrzebna, on chce byś do niego przyszła - stwierdza Alec.
Przewracam oczami.
 - Przecież wiem, ale problem leży zupełnie gdzie indziej. Wy nie wiecie do czego jest zdolny mój ojciec. Ja znam go na wylot, muszę im pomóc. Nie dadzą sobie rady, wiem to. Boję się, że Marcel im coś wstrzyknie, musze być szybsza - mówię.
 - Wybacz, ale jesteśmy w Alicante u mojej siostry, nie wypuszczą cię stąd. Tak naprawdę spałaś dwa dni. Nie możesz opuszczać Idrysu, wybacz nie mieliśmy wyjścia. Wiedzieliśmy co zrobisz - szepcze Luke.
 - Nie, nie mogę tak stać i patrzeć. To moja winna, nie powinnam tu być. Powinnam być zła, ale nie jestem. Jestem Morgernstern , a nie potrawie nawet zabić niewinnego - upadam na kola. Po moich policzkach spływają gorzkie łzy.
Jocelin wzdycha.
  - Musisz wreszcie zrozumieć, że nie dasz rady pomóc wszystkim. Clary jest moją córką tak jak ty i chcę by była przy mnie. Clave ją odbije - oznajmia.
Kręcę głową.
 - Mylisz się, nie znacie potęgi Kręgu. Gdybym nie została w Alicante, upadło by. Nie dadzą rady - wstaję.
 - Nie możemy dopuścić by przepowiednia się spełniła, brakuje mu tylko ciebie, Martino to ciebie trzeba teraz chronić - mówi Alec.
 - Sama się obronię, potrafię mam tą cholerną moc. Umiem jej użyć - nie daję za wygraną.
Jocelin wstaję i podchodzi do mnie, kładzie mi rękę na ramieniu.
 - Nie możemy ryzykować - szepcze.
 - Ale ja mogę, nie muszę słuchać Clave. Nie jestem do niego przypisana. Jestem wolna, mogę wybierać co i jak i gdzie chcę zrobić - oznajmiam.
Luke podnosi się z fotela.
 - Tak się składa, że zostałem szefem Clave i to moja decyzja - oznajmia.
Powstrzymuję śmiech.
 - Za to ojciec już was zniszczy - wzdycham.
 - Nie zniesie tego, muszę - idę w kierunku wyjścia, ale Luke łapie mnie za nadgarstek.
 - Nie możesz - mówi.
 - Wybacz - szepcze i używam mocy, tak by mnie puścił.
Wybiegam z mieszkania i zbiegam po klatce schodowej. Otwieram drzwi, nie mam kurtki. Super.
Biegnę przed siebie, nie zwracam uwagi na nic, po prostu biegnę.  Wiem, że portal może mi tylko pomóc. Widzę, że mnie gonią. Cieszą mnie teraz godziny treningu szybkości. Sporadycznie jestem zmuszona użyć mocy. Kiedy dobiegam do portalu muszę na chwilę powalić strażników. Wskakuję w niego. Myślę o ojcu, spadam. Upadam na blaszany pokład, robię to na tyle cicho by pozostać niezauważoną.  Jest tu pełno demonów, muszę trzymać się z boku. Słyszę kroki, widzę że to Jonathan, przyciągam go do siebie zatykając mu ręką usta.
 - Cii to ja - szepczę.
 - Martina - obejmuje mnie.
 - Gdzie ojciec ? - pytam.
 - Na nasze szczęście go tu niema, nie możesz tu być - nie wypuszcza mnie z objęć.
Wtulam się w niego, tęskniła za nim.
 - Gdzie Jace i Clary  ?- spoglądam na niego z dołu.
Jest wyższy ode mnie.
 - Pod nami, dosłownie - oznajmia.
 - Muszę ich z zabrać zanim Marcel zacznie sam wiesz co - szepczę.
 - Masz rację, pomogę ci ale czekaj musimy zwrócić ich uwagę na coś - mówi.
 - Ja zrobię z siebie głupią, a ty ich wyciągnij - stwierdzam.
 - Tylko szybko - kiwa głową a ja biegam po pokładzie jak durna.
Biegam po poręczach odwracając skutecznie uwagę Kręgu.
I nagle widzę ojca, jestem gotowa wskoczyć do wody.
 - Co ty robisz ? - dziwi się.
 - Odreagowuje stres ? - wzruszam ramionami.
Jonathan daje mi znak, że ich wypuścił.

  - Niech płyną do brzegu ja się jeszcze pobawię - liczę na to, że mnie słyszy.

Chłopak kiwa głową.
 - Martino dołącz do nas - mówi.
Jego ręka pokazuję na ludzi z Kręgu, których tak dobrze znam.
 - Czemu ich porwałeś ? - pytam.
 - Dziwne pytanie córeczko, wiesz że muszę to zrobić. Może teraz uważasz mnie za potwora, ale to konieczne - jego głos jest przekonywujący.
Nie mogę mu ulec.
 - Możesz się jeszcze wycofać, nie rób tego. Wiem, że strata dziadka cię bolała, ale to nie powód by niszczyć i zabijać - szepczę.
  - Nie chcesz zrozumieć swojego przeznaczenia córeczko, nigdy nie chciałaś. My poranne gwiazdy jesteśmy najpiękniejsze gdy upadamy - wpatruję się we mnie.
 - Ale nasz piękny blask potrafi przyćmić piękno upadku - stwierdzam.
 - Od zawsze tacy byliśmy, nie próbuj tego zmieniać - uśmiecha się.
 - Kto nie ryzykuje, ten nie piję szampana tato - nie dam ci się tak łatwo.
 - Jednak czegoś się nauczyłaś ode mnie, potrafisz tak jak ja przekonywać ludzi. Rozmowa z tobą jest coraz trudniejsza, widzę postęp. Luke został przewodniczącym, tak ? Nie boli cię to, że ktoś takiego gatunku czy raczej ofiara zarazy rządzi - jego głos jest pewny.
 - Mi nie - uśmiecham się.
Cały czas balansuję na poręczy czekając na znak od Jonathana.
Po chwili chłopak do mnie macha, a ja wskakuję do wody. Jest lodowata.
Płynę jak najszybciej się da, płynę pod wodą jak długo mogę. Demony latające, ciekawi mnie kto tym szczurom dał skrzydła.
Kiedy wychodzę na brzeg spostrzegam tam moją siostrę i Jace.
 - Coś wam zrobili ? - pytam w pośpiechy zabijając demona.
 - Tak - mówi Clary.
 - Biegiem za mną -  stwierdzam i zaczynam bieg.
Dotrzymują mi kroku,  zgubiliśmy demony. Biegnę prosto do Instytutu, wiem że maja tam portal.
Kiedy udaje się nam tam dotrzeć zatrzaskuję za nami drzwi.
Znam mężczyznę, który ty pracuje. To Hodge, pracuję dla ojca.
Zbiegamy po schodach do portalu.
Łapie ich za rękę i myślę Alicante, Alicante, Alicante.
Na nasze szczęście udaje nam się tu dostać bez większych problemów. Jednak pojawiamy się na środku Sali Anioła.
 Luke i całe Clave właśnie się naradzają.
 - Mówiłam, że to załatwię - mówię z dumą w głosie.
 - Martina, wiesz że nie powinnaś się nam przeciwstawiać  - oznajmia Luke.
 - Przecież mogę się czasem trochę zabawić - uśmiecham się
 - To nie jest śmieszne, może teraz ci się udało, ale następnym razem kto wie co ci zrobią - wzdycha.
 - Powiedzcie komuś by ich zbadali, a co do ciebie Morgernstern to zostajesz - oznajmia.
Kiedy wyprowadzają Clary i Jace, wiem że zaraz dostane ochrzan.
 - Wiesz, że po nazwisku nie wypada - prycham.
 - Martino, nie powinnaś tego robić - syczy.
 - Co nie zmienia faktu, że jestem skuteczniejsza niż wy - wzruszam ramionami.
 - Twoja matka odchodziła od zmysłów - wstaje zza ławy.
 - A więc tu jest pies pogrzebany - śmieję się.
 - Co masz na myśli - mierzy mnie wzrokiem.
 - Przecież widzę, że ci się podoba - uśmiecham się.
No i kto tu teraz rządzi.
 - Co nie zmienia faktu, że powinnaś siedzieć w Alicante, twój ociec.. - mówi.
 - Mój ojciec mi nic nie zrobił, rozmawiałam z nim. Jonathan pomógł mi ich uwolnić - przerywam mu.
 - Przecież wiesz że nie możesz z nim rozmawiać - stwierdza.
 - Przecież nic mi nie jest, o co tyle dymu - przewracam oczami.
 - Mogło się źle skończyć - próbuje postawić na swoim Luke.
Ale nie skończyło - wzdycham.
 - Tobie nic się nie wytłumaczy - stwierdza.
 - Też tak pomyślałam - uśmiecham się.
 - Idź do Matki, dobra ? - mówi zrezygnowany.
 - Jasne - zgadzam się i idę do niej.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle :3 Mam nadzieje, że się wam podobało :) Gdzie są komentarze :c Brakuje mi kontaktu z wami. Reanimujcie moją motywacje !
Miłego dnia/wieczora/nocy <3