Warto zobaczyć :)

13 cze 2016

Rodział 35 ,, Nowy początek"

Gdy się budzę Sebastiana już ze mną nie ma. Pewnie musiał załatwić kolejny rozkaz Lilith. Nie wiem za kogo ten cholerny demon się uważa. Czemu to wszystko jest takie skomplikowane?
Kiedyś nie było takich problemów, a teraz... Same problemy. Wszyscy szukają dziury w całym.
 Podnoszę się z łóżka. Spaliśmy w sypialni ojca więc muszę przejść do mojego pokoju po rzeczy. Muszę mieć tu coś sensownego, moje ubrania są wszędzie.. W każdym domu w jakim mieszkałam.
Korytarz jest pusty, przez okno wpadają promienie światła. Dom ten jest urządzony nowocześnie, cóż czasem trzeba odejść od reguły. Zabawne jest to, że jest tu jedno wyjście do którego klucz mam tylko ja i mój brat. Otworzyć je mogą tylko nasze dwa pierścienie rodowe.
Jakoś tak wyszło, że nie jesteśmy kolejnym zwykłym rodzeństwem.. Lubimy oryginalność.
Otwieram drzwi do mojego pokoju, jest w nim czysto. Pościel jest świeżo zmieniona. Czerwone nakrycie pasuje do zasłon. Jest to pokój urządzony w głównie trzech kolorach. Czerni, czerwieni i bieli. Na ścianach wiszą zdjęcia. Jestem tam ja, tata, Sebastian. Uwielbiam je bo pokazują czasy, w których byłam o wiele szczęśliwsza. Czasem żałuję, że nie jestem już dzieckiem.
Ubieram na siebie strój bojowy, składa się od z bluzki z elementami koronki, czarnych skórzanych spodni, sportowych czarnych butów i kurtki. Ostatnio polubiłam te buty, chociaż nie są jakoś bardzo popularne wśród nocnych łowców.
Dotykam dwóch naszyjników, oba są dla mnie bardzo ważne.
Przeczesuję szczotką włosy i postanawiam zejść na dół.
W domu panuje przenikająca cisza gdy schodzę po szklanych kręconych schodach.
Gdy wchodzę do salonu dowiaduję się, że nie jestem sama..
  - Lilith - piorunuję ją wzrokiem.
  - Miło cię widzieć Martino. Czemu jesteś no cóż, nie w humorze ? - pyta jak gdyby nigdy nic.
 - Może dlatego, że demoralizujesz mi brata ? No wież nie jestem pewna - mówię z wyraźnym sarkazmem.
 - Nie przesadzajmy.. Pogadajmy normalnie - rzuca.
 - Chyba kpisz. Jesteś demonem, powinnam się na ciebie rzucić i przebić ci serce moim mieczem. Na twoim miejscu dziękowała bym Szatanowi, że tego nie zrobiłam - oznajmiam pogardliwie.
Kobieta wyraźnie się uśmiecha.
 - To nie ja jestem jednym z dzieci Szatana - stwierdza.
 - To tylko nazwisko - prycham.
 - Jesteś tego pewna? Bo ja jakoś inaczej to pamiętam.. Raziel dał dary anioła Jonathanowi pierwszemu nocnemu łowcy, ale jego nazwisko? Nefilim go nie znają, ale ja tak.
To był Jonathan Morgernstern, syn szatana. Zgodził się stać człowiekiem i oddał swoją nieśmiertelność. Jednak zostało w nim coś z demona.  Nie wiem czy wiesz, ale ona kiedyś wróci do jednego z jego potomków. Czy już wiem o czym mówię ?- pyta.
 - Raziel.. ten sen - szepczę.
 - Otusz to.. Myślę, że powinnaś pracować dla mnie, jak twój brat. Razem podbijemy świat, czy nie będzie lepszy za waszego panowania - kusi mnie.
 - Wiesz, że ci nie ulegnę - rzucam.
 - No cóż jesteś nie ugięta tak jak on.. Jesteś o wiele bardziej Morgernsternem niż myślisz. Jesteś do niego taka podobna.. Pomyśleć, że minęło tak wiele stuleci, tak długo obserwowałam twoją rodzinę. Nikt z nich nie był taki jak on, aż pojawiłaś się ty.. Macie ten sam błysk w oku, tą samą wole walki. Lecz ty wyróżniasz się jednym, nie pragniesz władzy oraz udajesz uległość - mówi.
 - Nawet jeśli to nic to nie zmienia, nie pomogę ci - warczę.
 - Mogę dać ci wszystko czego tylko chcesz - szepcze i podchodzi bliżej.
 - Czyżbyś bawiła się w węża który uwiódł Ewę ? - w moim tonie jest nutka rozbawienia.
 - Nawet nie wiesz jak wiele osób było mi ślepo oddanych, ale ty nie chcesz do nich dołączyć. Masz rozum, ale czegoś ci brakuje.. Czy to nie wolność ? Chciałabyś by wszystko było normalne. By Jocelyn i Valentine byli razem, byście byli szczęśliwą rodziną - uśmiecha się.
Jej kruczoczarne włosy błyszczą w świetle słońca.
 - Pogodziłam się z tym stanem rzeczy - rzucam.
Demoniczna Pani wzdycha.
 - Powiedz mi co ja mam z tobą zrobić Martino, nie chcesz współpracować.. - opiera się o kanapę.
 - Zostawić w spokoju to zawsze dobra i miła opcja - przewracam oczami.
 - Dobrze, że nie wszyscy są tacy jak ty - kręci głową.
 - W sumie to racja.. Nie było by kogoś kogo można stłuc, a to mam duży wybór - prycham.
Kobieta poprawia włosy.
 - Może po prostu będziesz dla mnie pracować - unosi brwi.
 - Nie.. - kiwam głową przecząco.
 - Mam cię torturować ? - rzuca.
 - Nie jestem w nastroju - mówię rozbawiona.
 - Trudno - wzrusza ramionami.
 - Gdzie jest Sebastian ? - pytam.
Lilith przeczesuje palcami swoje włosy.
 - Pewnie podbija kolejny instytut, a ty nie możesz nic z tym zrobić.. Boli cię to prawda?  - mówi jedwabistym głosem.
 - To twoja wina! - warczę.
 - I tu cię mam, boli cię to, że twój brat mi pomaga.. Zawsze możesz go uwolnić zrobić z niego zwykłego nocnego łowce, ale ktoś musi zająć jego miejsce - nagle znajduje się za mną i gładzi moje włosy.
 - Nie myśl o tym - syczę.
 - Nawet nie wiesz jak wiele tracisz przez twoje dążenie do celu. Tak wiele przyjemności - kontynuuje.
 - Nie potrzebuję tego, mówiłam już ci to.. - nie daję za wygraną.
 - Jeśli zmienisz zdanie tylko powiedź - uśmiecha się.
Po czym znika zostawiając po sobie czarny jak smoła dym.
Idę do kuchni, z lodówki wyjmuję sok jabłkowy. Po czym wracam do salonu by włączyć sobie jakiś film. Mamy ich całkiem sporo. Wybieram jedną z bajek jakie puszczał mi ojciec gdy byłam mała.
Za oknem leje. Krople deszczu uderzają w okno. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, że zaczęła się wiosna. Drzewa już dostały pierwsze zielone pąki. Wszystko ma swój unikalny i wyjątkowy majestat. Jest gdzieś koło pierwszej, cały czas czekam na niego. Nie ma go.
Martwię się o niego, to co ona mu każe jest okrutne. Najgorsza jest ta nie moc.
Już więcej mogłam zrobić siedząc u ojca. Nie rozumiem czemu tak mu zależy na tym bym dołączyła do kręgu. To nic dobrego, a ja nie chcę i zdania nie zmienię. O! Razielu.. To zaczęło być nudne jakieś pięć lat temu. On ciągle i ciągle naciskał.
Szukał sposobu by mnie w to wkręcić. Nie znalazł.
 - Cześć - z zamyślenia wyrywa mnie głos Sebastiana.
 - O! Hej braciszku - uśmiecham się do niego.
 Po czym wpadam w jego objęcia.
 - A jednak córeczko, nabrałaś się na czar - rzuca.
Wyrywam się z jego uścisku.
 - Gdzie jest mój brat - syczę.
 - Teraz? No nie wiem Clave się nim zajęło - przeczesuje włosy i wraca do swojego wyglądu.
 - Nie dotykaj mnie - warczę.
 - Ale czemu ? Jesteś moją córką.. Słyszałaś moją -  powala mnie na podłogę.
Kiedy udaje mi się wstać spoglądam na niego zaskoczona.
- Za kogo ty mnie masz ? Tak, jestem Morgernstern, ale nie.. Nie chce być taka jak Ty..  Od zawsze użyłeś mnie jak zabijać, być okrutną. Nie czuję tego.. To nie ja, nie potrafię krzywdzić. Nigdy się z tym nie pogodziłeś i nie liczę na to, że to zrobisz. Znam Cię tato, wiem że chcesz pomścić dziadka, ale on tego nie potrzebuje. Chcesz , abym ja również straciła tatę ? Do tego właśnie dążysz ? Wspominasz mi moje błędy, moje zbyt dobra serce, ale to nic możesz tak mówić, tylko skończ to. Zostaw krąg.. Posłuchaj mnie chodź ten jeden raz.. Proszę - wpatruje się w niego.
 Valentine stoi bezruchu skupiony, a może zamyślony. Białe włosy opadają lekko na jego czarne jak smoła oczy, takie jak moje. Patrzę na niego, okala nas cisza.
 Zupełnie jak by czas się zatrzymał.
 Aż przypomina mi się to co było przed tym jak uratowałam Sebastiana.
 Jak blisko z nim byłam, dalej jestem. Choć teraz gramy po dwóch różnych stronach.
Może i okłamał mnie w kilku kwestiach, ale to nie koniec świata. Już mu to dawno wybaczyłam.
Nie mogłabym inaczej. Bo to on.. Pamiętam wszystkie te chwilę gdy był sobą..
  - No nie wiem - rzuca.
- Tato !? - patrzę na niego błagalnie.
On jedynie cały czas milczy..

Przeszłość:

Dzisiaj tatuś jest zły, pewnie znowu jakieś dorosłe sprawy. Ćwiczyłam dzisiaj tylko dwie godziny i to z Jonathanem. Mój braciszek pomaga mi się nauczyć jak być dobrą nocną łowczynią.
Coś go dręczy tylko nie wiem co.
Nie lubię patrzeć jak się smuci, choć gdy przychodzę do niego i siadam mu na kolanach zawsze się uśmiecha. Lubię gdy to robi. Często się ze mną bawi. Coraz częściej ma czerwone plamy na plecach, twierdzi że to farba, ale mu nie wierzę.
 Zbliżają się jego urodziny. Zastanawiam się co mu dać, chciałabym coś lepszego od broni to mało oryginalne. Fakt, że mam tylko pięć lat nie ułatwia mi sprawy. Jonathan kończy aż osiem. Ja swoje urodziny będę miała dopiero za miesiąc. To tak długo..
Chyba mam pomysł braciszek lubi pewien cytat z Wergiliusza, może napis na bransoletce.
 Tak to będzie dobre. Muszę się tylko zakraść do jego pokoju po ten napis.
Jonathan jest teraz z ojcem więc mam okazję.
Wślizguję się do pokoju i podchodzę do biurka.
Jest na niej kilka cytatów, ale biorę Achenota Movebo.  To chyba łacina, ale nie wiem co to znaczy dopiero się jej uczę. Wykradam się z domu i idę do Mike jest to dwa lata starszy ode mnie chłopak.
 O blond włosach i zielonych oczach. To brat Aleca.
  - Cześć Mike – uśmiecham się do niego.
  - Witaj Mała – mówi jak zwykle wspominając mi wiek.
  - Mam do Ciebie prośbę, zrobił byś tam napis na bransoletce? Wiesz Ty możesz wychodzić z świata przyziemnych – mrugam kilka razy wręcz trzepocząc rzęsami. 

Teraźniejszość:
Gdy ojciec wyszedł bez słowa. Do pomieszczenia wchodzi Mike.
  - Na Razlela! Mike, jak my się dawno widzieliśmy – uśmiecham się do niego.
  - Tak.. Aż zdążyłem się stęsknić -podszedł bliżej.
Chłopak wyraźnie się zmienił, zrobił się o wiele bardziej przystojniejszy już był.
Jego oczy błyszczały swoim szmaragdem. Zapuścił lekko włosy tak że miał zaczesana na bok.
  - Dobrze wyglądasz Martino, wręcz powalająco – stwierdza.
  - Dziękuję Ty również jesteś niczego sobie – rzucam.
 Podchodzi tak blisko, że stoimy twarzą w twarz. W jego oczach zauważam lekką adrenalinę.
  - Cztery lata czekałem by Ci spojrzeć w oczy. Mój ojciec wyszkolił, chcąc ze mnie zrobić ideał. Jednak mu się nie udało. Miałem być nie czuły i podły, ale nie potrafię - mówi głosząc mnie po włosach.
 - Umiem kochać, to jest mój wada. Od zawsze byłaś obok mnie aż do odejścia z Kręgu. W tedy tego nie zauważyłem, nie lubię świata bez Ciebie, nie chce świata bez Ciebie - jego ręka dotyka mojego policzka.
 Na mojej twarzy malują się rumieńce.
- Martino to Ty jesteś moją słabością - szepcze.
 Po czym całuje mnie delikatnie w usta.

Patrzę mu prosto w oczy.
 Mike przed chwilą mnie pocałował. Jego ręka spoczywa na moim policzku ujmując moja twarz.
  - Czemu milczysz ? - pyta.
  - Bo nie wiem co powiedzieć, zaskoczyłeś mnie - uśmiecham się lekko.
  - Pozytywnie czy negatywnie ? - przekręca lekko głowę.
- Pozytywnie - mówię ciepło.
  Chłopak pocałował mnie ponownie.
 Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Dotykam jego jedwabistych w dotyku włosów.
 Czuję, że jest delikatny. Mimo, że wcześniej tak na niego nie patrzyłam, teraz wydaje się naprawdę pociągający.
- Popierasz Krąg ? - pytam.
- Tak - stwierdza.
- A ja nie - oznajmiam.
- Powiedz coś czego nie wiem - śmieje się.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz - mówię tajemniczo.
  - Zaciekawiłaś mnie - mruczy.
  Uśmiecham się i kieruję się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz ?- pyta.
Macham mu i wychodzę. Znikam im z oczu podążając w ciemność. Pochłania mnie ona całkowicie. Otacza mnie cisza przerywana odglosami nocy, świerszcze, żaby mnóstwo tego.
Moje oczy powoli przyzwyczajaja się do mroku.
Pojawiają się świetliki czyli małe migoczace punkty. Wiem, że mnie nie śledzą, Las od zawsze stanowił coś w czym poruszam się idealnie.
 Po cichu, zawsze sobie w nim radzę. Zarówno z marszem jak i jedzeniem.
Jestem wychowana na nocną łowczynie, nie mogę sobie pozwalać na chwilę słabości.
 Muszę zniknąć, zapomnieć o tym co zaczęłam czuję do Mike.
 O wszystkim!
 Najważniejsze jest to bym wykonała swoje zadanie.
Uratować Jonathana i pomoc podziemnym. Moje uczucia się nie liczą, nie są ważne.
 Nie mają znaczenia ani sensu. Muszę być silna, muszę być jak mój ojciec.
Tylko po właściwej stronie. Kochać to niszczyć, a być kochanym oznacza być zniszczonym..
Miłość to pomyłka, przypadek. Nie mogę się nią omamić. Misja jest najważniejsza.
Tylko ona ma znaczenie.
Jestem gotowa umrzeć za sprawę, choćby i dziś.
Moim obowiązkiem jest pokonać ojca.
Jestem Morgernsternem, poranną gwiazdą. Nie pozwolę sobie upaść.
 Nie pokonają mnie nie dadzą rady...
Cholera co ja w ogóle mówię? Nie zabije ojca, ale z Marcelem to co innego.
 Zginie on z mojej pewnej ręki. Więc zaczynamy bitwę ? Muszę jak najszybciej dotrzeć do jakiegoś przejścia na Jasny lub Ciemny dwór fearie.
 Albo pogadam z Królową albo z Królem. Osobiście wolę jasny dwór, o wiele bardziej go znam.
  Nagle wpadam na odpowiednie drzewo, mają te swoje przejście praktycznie w każdym lesie, ale nefilim o tym nie wiedzą..
Po za mną oczywiście.
Rysuje rune przywołania.
  Zaraz pojawi się, któryś fearie. Na szczęście pojawia się ktoś z jasnego dworu.
- Witaj Martino. Królowa liczyła na to, że się zjawisz Panienko - robi lekko ukłon.
- Witaj. Miło mi to słyszeć - robię lekki typowo kobiecy ukłon.
  Fearie od zawsze były bardzo szlachetną rasą, od zawsze byli kulturalni.
Przeważnie nie lubią nefilim tylko ze względu na brak znajomości ich kultury.
  Mężczyzna otwiera  przejście, przez które przechodzę. Wychodzę przez ich portal.
 Jeden ze strażników o niebieskawej skórze prowadzi mnie do Sali w której wypoczywa przeważnie Królowa.
- Witam - kłaniam się.
- Witaj Martino, po twoim stroju wnioskuje, że nie planowałaś tu przychodzić - stwierdza.
- Ma Pani rację, sytuacja mnie zmusiła. Rozumiesz, Krąg i mój ojciec - mówię.
- Ależ oczywiście ! Siadaj obok mnie dziecko - oznajmia wskazując na sofę.Siadam bez słowa. Wiem, że nie warto się z nią kłócić.
  - Podobno mnie Pani oczekiwała - spoglądam na nią pytająco.
- Tak to fakt, rada podziemia ma dla Ciebie propozycję - mówi i pokazuje strażników by wyszli.
  - Słucham, Pani - kiwam twierdząco głową.
- Najwyższa rada postanowiła powiększyć swój skład do pięciu osób, liczą na to iż będziesz reprezentowała nocnych łowców i będziesz uczciwie rozwiązywała konflikty między nami - stwierdza.
Jestem zaszokowana. Ja w najważniejszej radzie podziemia? Ja ?
- Zgadzam się - mówię nie wierząc w swoje słowa.
- Zatem rada przybędzie by przenieść Cię do podziemia. Możesz dalej funkcjonować zupełnie jak nefilim, jednakże clave nie może mieć na nas wpływu - oznajmia.
- Ależ oczywiście, teraz mój ojciec nimi rządzi - stwierdzam.
- To niedobrze, ale dziękuję za jakże cenną informację - uśmiecha się.
  Nagle rozlega się głośne pukanie.
 Do pomieszczenia wchodzi mężczyzna o kruczo czarnych włosach jest młody, to zdecydowanie wampir. Czuję to.
- Zgodziła się ? - pyta bezemocjonalnie.
- Tak - mówi swobodnie królową.
 Mężczyzna podchodzi do mnie.
- Chodź pójdziesz ze mną - mówi ciepło.
Jego emocje zmieniły się zupełnie jak obrazy w kalejdoskopie.
- Jasne - rzucam wstając.
Wychodząc kłaniam się jeszcze przed Królową.
- Jesteś bardzo kulturalna jak na jedno z dzieci Raziela, już nie mówiąc o nazwisku - rzuca.
  - Nie wszyscy przeszli rytuał równości. Nie martw się daleko mi do przekonań ojca - mówię.
  - Nie da się nie zauważyć - rzuca.
  - Jak się nazywasz ? - pytam.
- Od kiedy was interesuje jak ma na imię posłaniec - przewraca oczami.
- Za kogo Ty mnie masz ? Wszyscy jesteśmy równi dlatego mów mi Martina - uśmiecham się.
  - Mam Ci mówić po imieniu ? - wygląda na bardzo zdziwionego.
- Tak, czemu nie ? - pytam.
- Nikt nigdy mi na to nie pozwolił, to kara ją ponoszą za moją matkę- oznajmia.
- Co ona takiego zrobiła ? - patrzę mu prosto w oczy.
 Chciała zrównać sobie wszystkie wampiry. Rządzić całą radą, potem podziemiem, wami, światem - rzuca.
- Popierałeś ją ? - pytam.
- Nie, ale jej pomagalem, to moja matka znaczy wiesz jestem adoptowany i dopiero rok jestem wampirem, ale teraz ponosze za nią karę. Jest gdzieś zamknięta.. - stwierdza.
  - Rozumiem Cię, to nie twoja wina.. - urywam.
- Nie jesteśmy odpowiedzialni za błędy naszych rodziców, Ty nie odpowiadasz za matkę, a ja.. za ojca - mówię z trudem.
- Jestem Rey mam 19 ludzkich lat, a moje ciało ma 18 - stwierdza.
- Miło mi Cię poznać - uśmiecham się.
- Wzajemnie - kiwa głową. Przechodzimy przez portal. Pojawiamy się w podziemiach. Jest to kompleks korytarzy ukryty w jednej wielkiej górze.
 Z okien jest przecudowny widok. Na dodatek jest to obszar chroniony magia, czyli nie rozdarcia. Nad Góra jest osłona magiczna. Polyskuje niczym bańka mydlana.
-Witaj w podziemiu - rzuca Rey.
- Talerze są do umycia, nie stój tak Ty szczurze z kłami. Wynocha! Idź je myć !- krzyczy jakiś mężczyzna siedzący za biurkiem.
 To o dziwo wampir.
- Co Ty do niego powiedziałeś!? - warczę.
  - Zasłużył na to - prycha.
- Nie. Wiem o co poszło i nie kłamał weszłam do jego umysłu mówił prawdę - syczę.
- Mam to w dupie to nasz niewolnik - przewraca oczami.
  Moje oczy stają się czerwone. Sprawiam, że Mężczyzna wstaje, po czym podchodzi do mnie na odległość wyciągniętej ręki.  Puszczam go.
  - Przeproś go - mówię spokojnie.
- Chyba kpisz - śmieje się. Uderzam go w policzek z taką siłą ze pada na podłogę lapiac się za niego. - Przeproś - oznajmiam.
- Jak śmiesz - syczy.
 - Normalnie, chcesz drugiego ? - pytam niewzruszona.
 W około nas zabrało się kilkoro ludzi.
- Nie zmusisz mnie do tego - warczy.
  Rzuca się na mnie, a ja powalam go tak, ze upada jak deska.
- Ty tak serio ? - uśmiecham się lekko.
W tłumie słyszę głosy.
-Nikt się jemu jeszcze nie postawił..
- Kim ona jest..
  - Dobra jest..
Mężczyzna się podnosi i po raz kolejny zalicza bolesny upadek.
- Liczysz na to że zrobię Ci krzywdę ? - pytam.
  - Suka, pożałujesz. W sumie to wiem już jak. W łóżku - uśmiecha się.
 Uderzam w Jego nos z impetem.
  - Wampiry szybko się regenerują - mówię wybierając pięść w chusteczkę.
  - A teraz won myć naczynia - rzucam.
 Moje oczy znów stają się czerwone, a mężczyzna idzie myć naczynia.
Nagle rozlegają się głośne brawa.
- Rey, co ja takiego zrobiłam ? - pytam.
- Obaliłaś tyrana, miał każdą jaką chciał i ludzie chodzili pod jego dyktando. Na szczęście to nikt ważny - stwierdza.
  Nagle brawa ustają i do pomieszczenia wchodzi wysoki mężczyzna w garniturze, wilkołak.
- To już członek najwyższej rady
- Co tu się stało? - pyta.
- Widzisz ja nie toleruje chamstwa - wzruszam ramionami wskazując na kuchnie w której myje
 naczynia wampir z rozkwaszonym nosem.
- Postawiłaś się mu ? - dziwi się. - Tak, nie będę tolerować zniżania ludzi za cokolwiek - wzruszam ramionami. - Martina ? - unosi brwi. - We własnej osobie - uśmiecham się. - Masz charakter
dziewczyno, już Cię lubię. Jestem Max, reprezentuje wilkołaki w radzie najwyższej - uśmiecha się.
- Miło mi Cię poznać - odpowiadam mu tym samym.
- Chodź oprowadze Cię - wyciąga do mnie rękę, która przyjmuje.
Góra jest ogromna, ilość pomieszczeń, korytarzy mnie przytłacza. Jednak jest w tym czymś jakaś reguła. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wnętrze jest wykonane dość nowocześnie.
 Dominują pastele. Lampy dają dość chłodne światło.
 Niestety nie wszędzie są okna.
Wnętrze z pozoru wydaje się surowe, jednak w rzeczywistość tak nie jest. Pokój mam mieć w swerze rady czyli w górnej część góry.
Mam nadzieję, że nie zgodzilam się na pracę ze sztywniakami. Przynajmniej jak na razie Max wydaje się wporzatku. Na na oko 25 lat. Jest dość wysoki, ma miedziane włosy i oczy w kolorze nieba. Ma ciepłą karnacje.
 - Przysięgę złożysz jutro - oznajmia.
- Dobra - kiwam twowrdząco głową.  Max prowadzi mnie do sali w której siedzą pozostali członkowie.
Trixy to przedstawicielka fearie ma różowe włosy i białą skórę. Chyba jest wróżka.
Ma jakieś 23 lata, jej szmaragdowe oczy przyjemnie płyskują.
Dark to mroczny wampir ma brązowe włosy i oczy piwno-zielone. Jest ubrany w czarny T-SHERT i ciemne spodnie.
Sidar to czarownik o ciemnych blond włosach i szarych oczach. Był ubrany zdecydowanie ekstrawagancko, jednak Magnusa nikt nie da rady przebić. Jego nikt nie przebije w ilości brokatu.
- Cześć - rzucam.
- Hejka - woła czarownik.
- Cześć, śliczne masz włosy - szczebiocze fearie.
 - Siema - podnosi rękę wampir.
Ma jakieś 20 lat, ale nie wiem dokładnie bo wiadomo.. To wampir. Nikt nie zna jego imienia, mówią na niego Dark.

Wszyscy wydają się tu mili, oby to nie były tylko zwykle pozory.
Właściwie to bardzo na to liczę , choć wiadomo jak życie lubi z nas żartować.
  Dalej nie wierzę w to co zrobiłam jednak wiem, ze ojciec mnie za do chyba zabije. Przynajmniej będzie zabawne.  Albo po prostu krwawo. Chociaż wątpię by on choć spróbował mnie skrzywdzić.
To jest naprawdę skaplikowane..
Zastanawiam się jak długo dam radę to ukryć, przynajmniej przed Kregiem.
Wiadomo, że nawet ja nie chce się mu jakoś bardzo narazić bo wiadomo, nie chce być ukarana lub uwięziona. W ogóle nie chce by on coś wiedział.
 Raczej w podziemiu to on nie ma szpiegów bo co on. Ma niby kolaborować z wrogiem. Zabawne jak bardzo jest to nie realne.
Gdy tak o tym myślę przypominają mi się lekcje ojca.
 To czego mnie nauczył naprawdę mi się przydało. Nie żałuję tego . Naprawdę ..
Tyle lat minęło, a ja dalej pamiętam każdą nawet najbanalniejszą rzecz której mnie nauczył. Wszystko, każdy czuły punkt, każda broń, nawet jak zabić rzeczami codziennego urzytku. Potrafię tyle, ale dalej mogę być lepsza. Moja kondycja, moje zdolności.. Wszystko.

W podziemiach znajduje się sala treningowa i siłownia.
Powinnam dać sobie radę. Przebieram się w strój do ćwiczeń który był na składzie centrali. Wchodzę na bierznie i włączam najszybszy tryb.
 Biegnę, w prawdzie moglabym szybciej ale cóż to troche nie możliwe.
Tempo i tak jest w miarę okey. Włączam sobie radio, wiadomo że  na rewelacje to liczyć nie mogę , ale cóż zawsze coś.
Skupiam się teraz tylko na muzyce i biegu. Te dwie rzeczy biorą górę nad innymi. Nie ma już ojca, problemów, a nawet podziemia. Znika  wszystko, niema już nic. Rozmylo się niczym obrazek z kredy na chodniku podczas deszczu. Pozostawiając tylko kilka rozmytych barw i wspomnienie pięknego dzieła.  Nie wiem ile już biegnę tak bezcelu po prostu stawiam noge za nogą i biegnę. Pot zaczyna splywac po moim czole. Ocieram go dłonią i biegnę dalej. Nie zwracam uwagi ile kilometrów już zrobiłam.
- A więc tutaj jesteś - rzuca Dark.
 - Tak wyszło, lubię trenować - wzruszam ramionami.
- Ale żeby aż 3 godziny - unosi lekko brwi.
 - Jestem Nefilim ja mogę jeszcze dłużej - uśmiecham się do niego.
- Lubisz być sama ? - pyta niespodziewanie.
- W sumie to czasem tak, zależy od nastroju i od wielu innych czynników. Chociaż by ojca - stwierdzam.
- Dzięki za to co zrobiłaś tamtemu wampirowi, przed tobą nikt mu się nie postawił, wiesz miał każdą i tak dalej. Uważaj na niego, mogę się założyć, że chce cię przelecieć - oznajmia.
 - Możesz mu życzyć powodzenia - prycham rozbawiona.
 - Lepiej nie bo jeszcze u wierzy, że ma jakąkolwiek szanse - uśmiecha się do mnie.
 - Fakt -  odpowiadam mu tym samym.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To tyle z pisania w autobusie, postanowiłam tego nie dzielić bo nie do końca miałam pomysł w jaki miejscu to zrobić więc macie spóźniony dzień dziecka. Wybaczcie, że nie pisałam, ale wiadomo brak czasu i weny. Wiem, że pewnie nie zauważyłam wszystkich błędów także nie bijcie xD
Miłego Dnia/Wieczora/Nocy !!

2 komentarze:

  1. W końcu przeczytałam 😄 meeeega rozdział, nie mogę doczekać się następnego!

    OdpowiedzUsuń

Zostaw komentarz :* To nie boli, a cieszy autora, więc doceń moją pracę :3